Docelowy cel podróży – Darłówko nad polskim morzem. To już czwarte nasze wspólne spędzanie części wakacji. Jedziemy z panem Sławkiem. Tym razem 43 osoby zapragnęły odwiedzić nadmorskie miejscowości, rozkoszować się tamtejszym klimatem, spacerować po piaszczystych plażach. Ale póki co…
Zatrzymujemy się w Szczecinku, historycznym mieście położonym na Pomorzu Zachodnim. Jesteśmy umówieni z przewodnikiem, emerytowanym wojskowym, z urodzenia śremianinem, panem Bogdanem Bereszyńskim. Przez godzinę, bo na tyle byliśmy umówieni, pan Bogdan stara się nam pokazać swoje miasto usytuowane na przesmyku pomiędzy jeziorami Wielimie, Trzesiecko i Wilczkowo, połączonych rzeką Nidzicą. Szczecinek ma w herbie książęcego gryfa na złotym polu oraz srebrna rybę, prawdopodobnie jesiotra, już w średniowieczu osobliwość tutejszych jezior.
Idziemy wzdłuż jeziora Trzesiecko, wieje silny wiatr, wokół pełno zieleni. Na jeziorze znajduje się największy w Europie wyciąg do nart wodnych długości 1100 metrów. Po jeziorze pływają kaczki, na metalowym mostku pozawieszane są kłódki. Spacerujemy po pięknym zabytkowym parku miejskim zrewitalizowanym w 2012 roku. Po jeziorze pływa tramwaj wodny oraz statki BAYERN i KSIĘŻNA JADWIGA. Robimy mały spacer pięknymi, czystymi ulicami Szczecinka, zatrzymujemy się przy pomniku Adama Giedrysa, krawca i astronoma. Przechodzimy obok wieży kościelnej św. Mikołaja, rozglądamy się ciekawie po kolorowych kamieniczkach starego miasta. Zatrzymujemy się chwilę na rynku, gdzie króluje wysoki ratusz z czerwonej cegły. W uliczce na wprost ma swoją piekarnię pan Radoła, cukiernik z Gostynia. Mijamy pomnik Piłsudskiego, wstępujemy do kościoła Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. W nim znajdujemy elementy wystroju starego, nieistniejącego już kościoła św. Mikołaja. Co chwilę pan Bereszyński zabawia nas kawałami, sprawdza naszą pamięć i godzina, z której zrobiło się ciut więcej, mija. Dziękuję przewodnikowi, który żałuje, że niestety mógł być z nami tak krótko i wszystkiego nie mógł nam pokazać.
Następny przystanek to Darłówko. Właściciel pensjonatu Siódemka wychodzi nam na przeciw i kieruje autobus do celu. Po rozlokowaniu się w pokojach mamy czas dla siebie. Czas nas nie goni, nie musimy być na określoną godzinę na posiłkach, jedzenie mamy we własnym zakresie. Tak wolimy. Mamy z naszego pensjonatu bardzo blisko i do morza, i do miasta, i do zwodzonego mostu nad rzeką Wieprzą. Również blisko do siłowni zewnętrznej, na której niemal codziennie szlifujemy naszą formę. W odległości 100 metrów od nas znajdują się cztery stołówki, gdzie można zamówić sobie obiady.
Pierwsze kroki kierujemy nad morze. Jest bardzo wietrznie i dość chłodno, nie zniechęca to jednak nas do spaceru po molo. W cieplejsze dni mocząc stopy w morskiej wodzie pokonujemy kilometry plaży podziwiając morze, mewy i łabędzie. Przy nadbrzeżu obserwujemy rybaków, którzy przygotowują złowione ryby do sprzedaży. Można je kupić świeże, ale i wędzone. Z okazji Dnia Morza w niedzielę uczestniczymy we mszy świętej, którą kapłan odprawia z pokładu kutra Pilot 9. Wierni stoją przy pomniku Tym, co nie wrócili z morza. Po mszy świętej oglądamy paradę kutrów wędkarskich, statków wycieczkowych i łodzi rybackich. Potem jeszcze odbywały się koncerty gwiazd, już w hotelu Apollo, ze względu na opady deszczu. Osoby, które tam od nas były, wróciły zachwycone. Na deptaku trafiliśmy na chłopaków, którzy potrafili nieźle się wyginać. Było na co popatrzeć.
Księżna Zofia to tramwaj wodny, który zawiózł nad do Darłowa, miasta, które istniało już w XI wieku. Powrót i zwiedzanie historycznego miasta organizujemy sobie w grupach. Darłowo zachowało unikatowy, średniowieczny układ urbanistyczny z rynkiem pośrodku. Gród otoczony był murami z basztami i bramami. Na tle jedynej istniejącej bramy, Bramy Wysokiej, robimy pamiątkowe zdjęcie. Z daleka widoczny jest Zamek Książąt Pomorskich, ale do niego wejdziemy w drodze powrotnej. Docieramy do kościoła św. Gertrudy, pobudowanego na planie sześcioboku z dwunastobocznym obejściem. Całość nakryta jest dachem namiotowym z iglicą. Jet to przykład skandynawskiego gotyku, jedyny w Polsce. Okna kościoła są podobne do bulajów dawnych statków. Na rynku stoi barokowy ratusz przebudowany w 1725 r, przed ratuszem stoi fontanna z 1919 r. z posągiem rybaka. Niektórzy wracają do Darłówka busem, inni pieszo (to zaledwie dwa kilometry).
Następny dzień – pełne słonce. Spacerujemy nad morzem, opalamy się, jedna z naszych koleżanek pomaga dziewczynkom zrobić wspaniały tort z piasku. Wieczorem ciepło ubrane wybieramy się na zachód słońca. Kiedy już słońce ma zagłębić się w morzu nadchodzą chmury i pełnego zachodu, niestety, nie udało się zobaczyć. Koleżankom, które wybrały się na wschód słońca też się nie powiodło.
Obok siłowni zewnętrznej panowie stawiają „Dom do góry nogami”. Jesteśmy jednymi z pierwszych klientów. Przeżycie fajne, testowaliśmy nasze poczucie humoru oraz utrzymanie się na nogach w ekstremalnych warunkach. Pogoda dalej nas rozpieszcza, chodząc wzdłuż Wieprzy przyglądamy się wycieczkowym statkom o nazwach „Król Eryk I”, oraz Unikus”. Codziennie jesteśmy w innym miejscu na obiedzie, na innych rybkach. Dwa wieczory przeznaczyliśmy na spotkanie się. Śpiewaliśmy (pod przewodnictwem Adeli oraz Oli N.), opowiadaliśmy kawały, czytałam gwarowe wiersze „wuja Czecha”. Każdy otrzymał czekoladę oraz mógł częstować się do woli ciasteczkami.
Niestety, skończyło się wczasowanie. Zjawił się pan Sławek. Zapakowaliśmy walizki do autobusu. Pożegnałam się z właścicielem Siódemki, który zapraszał nas do ponownego odwiedzenia jego ośrodka. Jedziemy do Darłowa. Zamek Książąt Pomorskich otwiera dla nas bramy. Jest to jedyny w Polsce nadmorski gotycki zamek na planie zbliżonym do kwadratu z wieżą wysokości 24 metrów, którego budowę rozpoczęto w 1352 roku za panowania Bogusława V. Dostajemy za przewodnika pana Karola, który zapoznaje nas z dziejami zamku oraz jego właścicielami. Na dziedzińcu zamkowym króluje rzeźba księcia Eryka Pomorskiego, który w połowie XV wieku zamek przebudował. Zwiedzamy poszczególne sale, salę rycerską, salę przyjęć, sypialnię książęcą, dowiadujemy się historii książąt, poznajemy anegdoty z ich życia, dowiadujemy się o sposobach ogrzewania pomieszczeń. W XVIII i XIX wieku znajdowały się tutaj magazyny i więzienie, od 1930 roku muzeum. Zwiedzamy jeszcze wystawę czasową, w której przedstawione są metody postępowania z kobietami oskarżonymi o czary. Takich procesów o czary było na ziemi sławieńskiej około 30. Badał je założyciel muzeum w Darłowie Karl Rosenow. Było tam łoże Prokrustowe, wędzidło sekutnicy, cela czarownicy, kołyska Judasza, żelazna dziewica, krzesło czarownic, łamanie na kole oraz wiele innych sposobów na przyznanie się kobiet do kontaktu z diabłem.
Opuszczamy klimaty nadmorskie. Za Szczecinkiem, w miejscowości Podgaje, gdzie 10 dni temu zatrzymaliśmy się na kawę, jemy obiad: schabowy, surówka, frytki, do tego kawa i ciasto. Każdy z uczestników otrzymuje ponadto dwa słodkie batony oraz wspólne zdjęcie z napisem Darłówko. I to by było na tyle. Wspomnienia pozostaną, pytania o wczasy w przyszłym roku też się pojawiły. Czy będą?
tekst: Aleksandra Biderman
zdjęcia: Aleksandra Biderman, Anna Krystkowiak, Maria Skrzypczak