Pustelnia Ojca Szarbela.
Dziś, 1 sierpnia, na starcie kolejnego rajdu 10 osób. Wśród nas jest jeden rodzynek, Antek, wnuk Ani.
Gorąco, chociaż jak jedziemy odczuwamy lekki wiaterek. Do naszego miejsca docelowego, jakim jest Pustelnia św. Szarbela w Nowym Belęcinie jedziemy w kierunku Starego Gostynia skręcając przed starą pustelnią. Następnie Kosowo, Siemowo. Widoki cudowne, zielono, chwila wahania przed jazdą a raczej prowadzeniem rowerów błotnistą, leśną drogą i już prosto na Belęcin Nowy. Niełatwo tam trafić. Skorzystaliśmy z małej podpowiedzi miejscowego gospodarza i oto przed nami napis „Chata na skraju. Pustelnia”. Wjeżdżamy. Piękny, drewniany dom z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, wokół dużo zieleni, owoców, krzewów, kwiatów, są też konie, gęsi, kaczki, kury kot i mnóstwo pięknych kwiatów.
Dostajemy klucz od pustelni i świeżo wykoszonym „dywanikiem” obok nowej, bo postawionej w kwietniu tego roku Drogi Krzyżowej docieramy do niewielkiego domku, pustelni Ojca Szarbela, maronickiego mnicha i pustelnika z Libanu. „Pustelnia zaistniała z łaski Boga, w miejscu wybranym i podarowanym przez Niego, w oddaleniu od głównych zabudowań i w otoczeniu nieskażonej przyrody. Została poświęcona 15 maja 2015 r. przez o. Charbela Beiroutchy, kustosza grobu św. Szarbela w Annaya za wiedzą i błogosławieństwem Księdza Arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, Metropolity Poznańskiego, i tym samym oddana niejako Kościołowi, by służyła dla dobra Bożego ludu” – tak mówią właściciele gospodarstwa  Longina i Wiesław Szulcowie. Budowy pustelni podjął się Wiesław. Wszystko wykonał samodzielnie oprócz armatury w łazience. Świerkowe drewno, które z początku miało być na wiatę wykorzystał do budowy pustelni. Drewna było dokładnie tyle ile było potrzeba, co do jednej deski. W 2014 roku ksiądz Dariusz Dąbrowski przywiózł z Libanu relikwie świętego pierwszego stopnia. Domek wyposażony jest tak by odwiedzający go mógł spędzić tutaj na modlitwie kilka dni: jest łazienka z prysznicem, aneks kuchenny z lodówką i kuchenką, grzejnik, łóżko, krzyż, obraz świętego, obok relikwie i olej św. Szarbela, kadzielnica, klęcznik, półka z książkami i modlitewnikami. Są również szaty liturgiczne aby przybywający tutaj księża mogli odprawić mszę. Kim był św. Szabel? Ma on na swoim koncie ponad 6 tysięcy uzdrowień w ciągu 60 lat. Ciało, które od ponad 100 lat nie ulega rozkładowi.
Jousssef  Makhlouf urodził się 8 maja 1828 roku w Bekaa-Kafra w Libanie. Był bardzo religijny. W wieku 23 lat wstąpił do klasztoru w Mayfouk wbrew woli matki. Po dwóch latach przeniesiono go do klasztoru św. Marona w Annaya, gdzie w 1853 roku złożył śluby zakonne i przyjął zakonne imię Charbel, czyli Pomazaniec Boży. Studiował filozofię i teologię. Po 16 latach pobytu w klasztorze uzyskał zezwolenie na zamieszkanie w górach, nieopodal klasztoru, w pustelni świętych Piotra i Pawła w zaledwie 6 metrach kwadratowych. Prowadząc bardzo surowe życie spędził w tej pustelni 23 lata. Umiał przewidywać nadchodzące wydarzenia i ochronić ludzi przed nimi, uratował m. in. plony rozganiając wodą święconą szarańczę, szeptano, że chorzy psychicznie wychodzili od Szarbela o zdrowych zmysłach. 16 grudnia 1898 roku gdy w czasie podniesienia trzymał w rękach hostię dostał udaru mózgu. Zmarł 8 dni później 24 grudnia.
Eksplozja cudów nastąpiła po jego śmierci. Przez 45 nocy po pochówku ukazywało się oślepiające, tajemnicze światło. Do klasztoru w Annaya zaczęły przybywać tłumy wiernych. Ciało pustelnika przez cały czas, mimo otwierania trumny, pozostawało w stanie nienaruszonym, było elastyczne, wydzielało przyjemny zapach i dziwny płyn. W 1955 roku ciało nadal wydzielało płyn i było jak świeże. W 1977 roku Jan Paweł VI ogłosił go świętym.
Wracając z pustelni przysiedliśmy przy ławie przed domem, Krysia uprzednio pozamiatała resztki liści i pozgarniała opadłe jabłka. Piliśmy kawę i wyszedł do nas pan Wiesław. Spędził z nami chwilę przedstawiając genezę powstania pustelni, opowiadał o ludziach, którzy ją odwiedzają (ponad 1000 ludzi), o cudach, jakich doświadczyli chorzy.

Wracamy, każdy ze swoimi myślami. Przez Siemowo, Klony i Golę docieramy do Gostynia. Na liczniku 30 kilometrów.

Tekst Aleksandra Biderman
Zdjęcia: Barbara Najborowska, Aleksandra Biderman