Jesień, mieniącą się złotem i czerwienią liści, która obecnie króluje i ukazuje swoje oblicze, najlepiej zobaczyć w lesie. W środę 10.10.2018 r. spotkaliśmy się na starym miejscu w dwunastoosobowej grupie. Tym razem po dłuższej nieobecności na spacerach, przemierzał z nami szlaki Tadeusz. Spacerowa trasa wiodła prosto do lasu.

Maszerowaliśmy ulicą Polną, dalej skręciliśmy na Leśną. Tutaj zorganizowane jest miejsce do odpoczynku ze stołami i ławkami. Ola zaproponowała, aby tam się zatrzymać. Niosła ze sobą duży pakunek. Była to dla nas niespodzianka. Zapraszając do stołu, częstowaliśmy się pieczonymi, gorącymi jabłkami. Taka przekąska w lesie na polanie smakowała wyśmienicie. Ważne jest to, że specjalnie wstała wcześniej, by je upiec i tak pojedynczo zapakować, żeby donieść gorące na godz. 9.00. Za to tak samo gorąco jej dziękujemy.

Po posiłku, Tadeusz swoim zwyczajem, wyjął zza pazuchy kilka kartek z wierszami, których jest autorem. Poprosił Halinę, by je przeczytała. Tytuły ich to „Nie gnuśnij”, „Życie ludzkie”, „Spacer po Gostyniu”. Wiersze nasuwały tematy do przemyśleń.

Ruszyliśmy w dalszą drogę, teraz szeroką ścieżką w głąb lasu.

Las – pomalowany przez słoneczną, ciepłą jesień, pachnący igliwiem i grzybami. Patrząc w dal widzieliśmy nad duktem unosząca się cieniutką mgiełkę, na gałązkach i krzewach pajęczynki. Pod nogami żółte i czerwone liście, dużo żołędzi, szyszek, brązowe kasztany czasem jeszcze w zielonych kłujących skorupkach. Spoglądaliśmy na boki, a nuż znajdziemy grzybka! Z powodu suszy nie było ich. Ale co to?! Lucyna nawet w takiej sytuacji wypatrzyła wspaniałą, dorodną, cudownie pachnącą sowę. Wszyscy zaczęliśmy uważniej spoglądać na runo leśne. Łatwiej jednak było zahaczyć się o jeżynę lub oparzyć pokrzywą niż znaleźć jakiś okaz.

Doszliśmy do innego miejsca, gdzie można było usiąść i odpocząć. Przeczytać co jest napisane na tablicach edukacyjnych. Nie obyło się bez żartów, anegdot, dyskusji o filmach. Także wspomnień i przeżyć osobistych lub opowiedzianych przez rodziców. Zdarzeń, które składają się na historię, którą tworzymy wciągu 100 – lecia naszej niepodległości, a którą tak uroczyście obchodzimy. Mieliśmy czas popatrzeć i zachwycić się sosnami, które rosną wokoło. Ogromne, wysokie a proste jak strzała.

Wyszliśmy na drogę asfaltową, jej poboczem zdążaliśmy w kierunku Goli. Gdy skończył się las, wyłoniły się wielohektarowe pola z oziminą. A obok byłej stacji kolejowej rosną smukłe topole, kanadyjskie i włoskie o prześlicznych kolorach liści we wszystkich odcieniach żółci i zieleni.

Z Goli ścieżką rowerową podążaliśmy do Gostynia. Dochodząc do ul. Spokojnej trzy koleżanki odłączyły się, ponieważ tam mieszkają. Pozostałe poszły do baru U Franka na kawę. W ten sposób  najczęściej kończymy spacery. Na tym miłym spotkaniu przeszliśmy 10,5 km. Ciągle z tą samą żywotnością idziemy do przodu.

tekst Maria Ratajczak
zdjęcia Halina Spichał