Wycieczka do Leszna.
W mroźny poranek 18 marca 2025 roku grupa spacerowa Gostyńskiego Uniwersytetu wybrała się na wyjazdową wycieczkę do Leszna. Od dawna pragnęliśmy odwiedzić Galerię 1001 Drobiazgów, która mieści się przy ulicy Słowiańskiej i jakże pięknie się nazywa: „Dom Spokojnej Jesieni Przedmiotów Zabytkowych”. Istnieje od 1990 roku. Ekspozycja stała to wyposażenie starych sklepów. Są tam szyldy, reklamy, witrynki, reklamówki, opakowania. Pan Janusz Skrzypczak, właściciel tegoż antykwariatu jest z nami umówiony. Oprowadza nas po swoim gospodarstwie, opowiada z pasją i miłością o przedmiotach, które przez lata gromadzi. Zbiera je zresztą do dzisiaj, kupuje, dostaje, ale również prowadzi sprzedaż czy wymianę z innymi kolekcjonerami. Chodzimy razem z nim wąskimi przejściami i zachwycamy się ilością nagromadzonych rzeczy, z których wiele pamiętamy jeszcze z dzieciństwa. Zaciekawiły nas niektóre tabliczki ostrzegawcze, ogromne ekspresy do kawy, zestawy porcelany, inne małe porcelanowe cudeńka, np., zwierzaczki, stare butelki do napojów, przeróżnego rodzaju i koloru kształty pojemników, wszechobecne zegary, szkło artystyczne, witrynka apteczna z oryginalnymi pojemnikami. I tak można by wymieniać niemal bez końca. Zauważyliśmy, a szczególnie nasz kolega Paweł kilka szyldów z Gostynia, ot, chociażby szyld „Wina – miody. Soki owocowe. Feliks Adamkiewicz”. Wpisaliśmy się do kroniki oraz do albumu o Gostyniu, który Paweł przekazał panu Skrzypczakowi.
Godzina minęła nam jak z bata strzelił i czas iść dalej. Przedeptaliśmy do muzeum, które mieści się w starej synagodze. Pani przewodnik opowiedziała nam o historii miasta przedstawiając zgromadzone eksponaty. Za sprawą Leszczyńskich i Sułkowskich Leszno było otwarte na przybyszów z różnych stron Europy, różnego wyznania oraz różnego statusu majątkowego. Mieszkali tu katolicy, protestanci, Żydzi, chrześcijanie, mieszczanie, szlachta i chłopi. Zwiedzając ekspozycję znajdujemy tu zarówno monstrancję z katolickiego kościoła pw. św. Mikołaja, unikatowy obrus na stół do Wieczerzy Pańskiej przywieziony najprawdopodobniej z Czech, koronę na Torę. Wiele jest portretów właścicieli i obywateli miasta. Ważna część ekspozycji została poświęcona dziejom Leszna w XIX i XX stuleciu. Pani przewodnik przedstawiła nam postać dra Jana Metziga, niezwykle zasłużonego dla Leszna. Kiedy w 1920 roku Leszno wróciło w granice państwa polskiego zmieniła się struktura demograficzna miasta. Niemcy opuścili miasto a do Leszna zaczęli napływać mieszkańcy Wielkopolski i ludność z południowej i wschodniej Polski. Wystawę, która nosi tytuł „Na styku światów” kończą pamiątki z okresu okupacji i pierwszych lat istnienia Polski Ludowej.
Wchodzimy na piętro, a tam – wystawa „Opowieści starej bieliźniarki”. Co wkładały na siebie nasze babcie i prababcie na początku wieku Jak pisze Maria Ochorowicz-Monatowa w książce „Gospodarstwo kobiece w mieście i na wsi”, wydanej we Lwowie w 1914 roku używano wtedy bielizny płóciennej, czyli lnianej i bawełnianej. Płótno pomimo najwyższej ceny było najtrwalszym i najlepszym materiałem na bieliznę. Przy należytym praniu przez długie lata zachowywało śnieżną biel. Bieliznę z łóżek zmieniało się co dwa tygodnie, stołową co tydzień. Kiedy bielizna pościelowa ulegała zniszczeniu robiło się z niej ścierki, zrazu do naczyń, potem do mycia podłóg. A że cała bielizna była biała aby nie trzeba było rozgrzebywać w szafie całej sterty układano ją na półkach stosownie do przeznaczenia przewiązując różnokolorowymi wstążkami. Na sznurku wiszą: pantalony damskie, kalesony męskie, halka, poszewka na poduszkę, makatka i koszula męska. Wszystko śnieżnobiałe. Aby takie było trzeba było robić pranie w wielkich baliach na tarze (tu: tara szklana), albo w półautomatycznej pralce, jeśli kogoś na takową było stać. Potem trzeba to było ukrochmalić, koniecznie wywiesić na słońce, potem wyprasować. Do tego służyły żelazka na duszę, na węgiel. Trzeba było jednak uważać aby nie spalić materiału. Widzimy kobietę ubraną w koszulkę i krótkie pantalony, druga ma na sobie coś w rodzaju body zapinane na guziki. Na pewno nie zazdrościmy ówczesnym paniom roboty przy praniu tych rzeczy.
Czas na coś dla ciała. Marylka prowadzi nas do Pireusa, gdzie zamawiamy kawę, obiad, każdy to na co ma ochotę. Podsumowuję ubiegłoroczne spacery i rajdy rowerowe wręczając zwycięzcom drobne gostyńskie pozycje książkowe. Posileni, wsiadamy do autobusu. Pan Przemysław dowozi nas bezpiecznie do Gostynia. Jesteśmy na miejscu o godz. 15.30. Dziękujemy sobie za ten piękny dzień. Do następnej wycieczki.
tekst: Aleksandra Biderman
zdjęcia: Barbara Najborowska, Aleksandra Biderman