Ponad 60. studentów zebrało się 28 stycznia 2014 roku w auli gostyńskiego liceum, by po raz ostatni posłuchać chóru szkolnego. Ostatni, tylko dla nas, bo tak zapowiedział jego Twórca i dyrygent Andrzej Jankowski. Pierwsze na scenę wyszły kolorowo ubrane dziewczęta. Zaczęły od piosenki „Ave Maria”, potem był „Kwiat jednej nocy” i „Gdzie ci mężczyźni”. Scenę dopełnili chłopcy. W sumie było około 50. chórzystów. Na fortepianie przygrywał Andrzej Jankowski, towarzyszył mu na akordeonie absolwent liceum. Każda piosenka nagradzana była gromkimi brawami, wiele z nich to nasza młodość. Przy piosence „Już taki jestem zimny drań” nuciła cała sala. Nie tylko piosenka polska królowała dziś na scenie. Wraz z Elvisem Presleyem (sobowtórem króla rocka) i piosenką „Love me tender” ubyło nam lat, wróciły wspomnienia. Klaskanie, wybijanie rytmu, powtarzanie fraz piosenek to było to. Następny liryczny włoski utwór „Besame mucho” zachwycił nas również. Wiele cudownych piosenek, mi.in. (nie sposób wymienić wszystkich) „W drodze do Fontainebleau”, „To był świat w zupełnie starym stylu”, „Cicha woda”, „Hej sokoły”, „Ona tańczy dla mnie”, „Kolorowe jarmarki”, „Zegarmistrz światła”. Prezenterzy zapowiedzieli koniec. Owacje na stojąco, piękny bukiet kwiatów dla Mistrza wręczały Jolanta Gardyś i Maria Waleńska, książkę „Wakacje marzeń” i kubek z naszym logo – prezes Zbyszek Kosiński, osobisty prezent od Haliny Jankowskiej i słowa, które mówiły wszystko. Były podziękowaniem za wieloletni trud, podziękowaniem za koncerty robione dla nas i prośbą, by ta przygoda z chórem trwała. Andrzej Jankowski był zaskoczony, nie bardzo wiedział co ma na taką prośbę odpowiedzieć, ale obiecał, że przemyśli wszystko raz jeszcze.

Zaprosił na bis. Wysłuchaliśmy „Do grającej szafy grosik wrzuć”, „Happy Day”, „Gdy mi ciebie zabraknie”, „Mój przyjacielu”, „Dziwny jest ten świat” i kilka innych. Znów brawa, ale to już koniec. Całość trwała 2 i pół godziny. Dziewczyny i chłopcy wychodząc zabierali przygotowane dla nich czekolady. Dziękujemy, ale nie chcemy, żeby to był koniec…

Tekst i zdjęcia Aleksandra Biderman