Tak zaczęły się wspomnienia wojenne naszego kolegi Tadeusza Wujka. Spotkanie przy udziale ponad 30 studentów GUTW odbyło się w bibliotece 9 grudnia o godz. 17.00. Trwało półtora godziny i spotkało się z ogromnym zainteresowaniem.
Nakreślę tylko kilka spraw, które poruszył Tadeusz. Zainteresowanych odsyłam do książki wydanej w 2006 roku pt. „Byłem robotnikiem III Rzeszy” autorstwa, oczywiście, Tadeusza Wujka.
1 września 1939 roku Tadeusz rozpoczął naukę w szkole w Domachowie. Po południu sołtys Antoni Gała ogłosił, że wybuchła wojna i tak na razie zakończyła się edukacja 16 pierwszoklasistów. 2 września pod wieczór sołtys poinformował mieszkańców, że do północy należy opuścić domy i udać się w kierunku Warszawy. Rodzina Wujków załadowana na drabiniasty wóz zaprzężony w dwie krowy opuściła dom. Tu Tadeusz zrobił porównanie uzbrojenia armii polskiej i armii niemieckiej. Trzy dni później po otrzymaniu wieści, że w wioskach spokój, powrócili do swoich gospodarstw. Nowym sołtysem został Niemiec, należało zdać broń palną i białą, radia, aparaty fotograficzne, radiowe, rowery, jeśli w rodzinie jest więcej niż jeden.
W 1942 roku władze niemieckie pozwoliły na otwarcie jedynego w powiecie gostyńskim kościoła w Domachowie. Proboszczem był ksiądz Siczyński z Fary.
W 1943 roku Tadeusz podjął naukę w niemieckiej szkole w Ziółkowie. Trzy miesiące był w pierwszej klasie i jakoś dawał sobie radę. Wówczas nauczycielka stwierdziła, że jest za wysoki na pierwszą klasę i przeniosła go do drugiej. Nie mógł nadążyć za innymi, często obrywał baty za źle wykonane zadania.
16 maja 1944 roku wiele rodzin z Domachowa, Sułkowic, Żychlewa, Posadowa, Krobi i innych miejscowości, w tym także rodzina Wujków, zostali wywłaszczeni i załadowani po 40 osób do wagonów na stacji w Krobi. Pierwszy obóz przejściowy był w Poznaniu na Dębcu, następny w Łodzi. Tam umiera na zapalenie płuc ojciec Tadeusza. W czerwcu 1944 roku wywieziono ich wagonami osobowymi w nieznane. Trasa wiodła przez Kalisz. Ostrów, Krotoszyn, Krobię, Leszno do Lipska. Potem był Neumarkt w Bawarii. Trzy tysiące Polaków, głównie z Wielkopolski pędzono 12 km do obozu. Tam spali na 3-piętrowych pryczach, otrzymywali chochlę wstrętnej zupy, panowały głód i choroby. Umierały głównie dzieci i starsi. Zmarłych chowano w papierowych workach. Kolejnym miejscem obozowym była Fabryka Konserw w Coburgu. Tutaj warunki pobytu były zdecydowanie lepsze. Osoby dorosłe (12-letni Tadeusz jako, że był wysoki) też musiał iść do pracy. Z początku mył ogromne beczki przeznaczone do magazynowania przecierów, później „awansował”. Przeszkolony został do obsługi kotła do pasteryzacji konserw. W fabryce przerabiano owoce, warzywa, z ich obierek robiono marmoladę. Przy obrywaniu groszku zielonego na polu można było się nawet najeść. Co tydzień należało się meldować na policji. Od zimy 1945 roku jedzenie się pogorszyło, zbliżał się front. Coraz częstsze były bombardowania. Na Wielkanoc każda osoba dostała po jednym jajku oraz do podziału na 20 osób – 2 wiadra sałatki ziemniaczanej (ziemniaki z octem i cebulką) i 1 wiadro zupy z kalarepy. W maju 1945 roku obóz wyzwolili Amerykanie, Niemcy uciekli. Pod koniec czerwca obóz w Coburgu zlikwidowano, wywieziono stamtąd około 10.000 osób. Zrazu do Bayreuth, gdzie Tadeusz przyjął z rąk biskupa polowego Józefa Gawlina bierzmowanie, potem były zapisy na wyjazd do Australii, Ameryki i do Polski, do której chciało wracać 5.000 ludzi. Rodzina Wujków (Tadeusz, siostra Zofia i matka Jadwiga) wyjechała drugim transportem.
Swoje wspomnienia przeplatał Tadeusz wierszami (też własnymi): „Był taki czas”, „Czy pamiętasz?”, „Nalot”, „Wróć nas do kraju”. Szczęśliwcy zostali posiadaczami książki Tadeusza Wujka „Byłem robotnikiem III Rzeszy” i mogli otrzymać jego autograf. Wzruszające i barwne było opowiadanie Tadeusza o tamtych czasach. To, co ja napisałam, to tylko cząstka usłyszanych informacji.
Tekst Aleksandra BidermanZdjęcia Halina Spichał