47-osobowa grupa słuchaczy GUTW  28 maja 2015 roku o godz. 8.00 wyrusza w kierunku Wrocławia. Przewodnikiem jest nasza koleżanka Ewa
Pierwszy przystanek autokaru jest we Wrocławiu. Niebieskim mostem zmierzamy prosto pod tylne wejście do ZOO. Piękny budynek obrośnięty bluszczem z metalowymi (na razie) zielonymi tapirami oraz widok na Odrę i statki zatrzymuje nas na chwilę potrzebną do zakupu biletów. Nadpływa Wiktoria – parostatek, którym udajemy się na Ostrów Tumski. Część z nas siada na dole w części osłoniętej od wiatru, co odważniejsi i odporniejsi na zimno udają się na górę, by cieszyć oko mijającymi widokami. A jest na co popatrzeć: wszędzie wokoło mnóstwo zieleni, przepływające kaczki, stado żerujących ptaków, przelatujące pojedyncze mewy, mosty, budowle świeckie i sakralne. Ewa zwraca uwagę na figurkę krasnala z brązu, który „steruje” Wiktorią. Takich różnych krasnali jest we Wrocławiu około 300.
Po półgodzinnej przeprawie parostatkiem rozpoczynamy zwiedzanie Ostrowa Tumskiego.Udajemy się do kościoła Najświętszej Maryi Panny na Piasku, którego historia sięga początków XII wieku. Obecny kościół w stylu gotyckim wzniesiono pod koniec XIV wieku. Nie ominęły go liczne pożary oraz silne zniszczenia podczas II wojny światowej. Kościół odbudowano, przywrócono do dawnej świetności i dziś możemy podziwiać jego monumentalne wnętrza z nowoczesnymi, kolorowymi witrażami. W kaplicy Duszpasterstwa Głuchoniemych zachwycamy się powstałą w 1967 roku ruchomą szopką. Siostra opiekująca się tą kaplicą pokazuje nam maszynę do pisania i książkę dla niewidomych. Szopka w pełnej krasie eksponowana jest w okresie Adwentu i Bożego Narodzenia, nam dane było oglądać zaledwie jej namiastkę.
Przechodzimy przez Most Tumski, zwany mostem zakochanych, który „oblepiony„ jest kłódkami. Zwyczaj ten rozpoczął się  w 2009 roku – wówczas na moście Tumskim pojawiły się pierwsze kłódki, które wieszali zakochani w sobie ludzie, deklarując tym samym wzajemną miłość. By ta trwała, kluczyki od kłódki – każda z par ma po jednym – muszą być wrzucone do Odry. To zapewnić ma dozgonne uczucie. Kłódek tych nagromadziło się tak wiele, że aby zrobić miejsce następnym usunięto ich już ponad 300 kg .
Krótki spacer uliczkami Wrocławia i zatrzymujemy się przed kościołem Świętego Krzyża. Kościół ten, jako kolegiata, w hierarchii wrocławskich i dolnośląskich świątyń, jest po katedrze na drugim miejscu. Ufundowany został przez Henryka IV Prawego w 1288 roku i jest pierwszym na Dolnym Śląsku i jednym z nielicznych w Europie kościołem dwukondygnacyjnym. W nim w latach 1503-1508 Mikołaj Kopernik był kanonikiem scholastykiem. Odwiedził go również Julian Ursyn Niemcewicz. O tych dwu faktach informują umieszczone na murach kościoła tablice. Na placu przed kolegiatą wznosi się pomnik św. Jana Nepomucena. W znajdującej się obok Cafeterii Chic ogrzewamy się gorącą kawą… i zimnymi lodami.
Po krótkim spacerze po pięknych ogrodach udajemy się do Archikatedry św. Jana Chrzciciela. Obecna katedra (po trzech innych) pochodzi z okresu gotyku z XIII-XIV wieku z dodanymi później elementami barokowymi. Zwiedzając wnętrze katedry nie omijamy licznych kaplic: św. Elżbiety, Mariackiej, Elektorskiej, Jana Chrzciciela, św. Kazimierza, Zbawiciela, Zmartwychwstania i kaplicy św. Andrzeja. Wspinamy się na wieżę, windą pokonując jej końcową część. Tutaj mamy okazję zobaczyć zdjęcia z Wybrzeża Kości Słoniowej zrobione przez księdza Tadeusza Farysia oraz jego brata Romana. Szklane gabloty wypełniają przeróżne maski, które wg wierzeń wielu grup etnicznych Afryki traktowane są jako wcielenie bóstw, duchów czy przodków. Z wieży widokowej podziwiamy piękno Wrocławia.
Znów wchodzimy na Wiktorię. Płynąc statkiem wodzimy wzrokiem za kolejką linową, której gondola przemierza odległość dzielącą brzegi Odry. Mamy przyjemność słuchać przewodnika grupy dzieci, który opowiada o mijanych budowlach. My wysiadamy przed wejściem do ogrodu zoologicznego, dzieci z panem przewodnikiem płyną dalej. Po otrzymaniu biletu przekraczamy bramę ZOO. Jest godz. 15.00, spotykamy się przed wyjściem głównym o 19.00. Każdy rusza w swoją stronę. Są kierunki zwiedzania, ale i tak nie jesteśmy w stanie zdeptać wszystkich ścieżek. Ogród ten założony w 1865 roku  jest najstarszym i największym ogrodem zoologicznym w Polsce. Zjadamy dobry obiad i udajemy się do Afrykarium otwartego zaledwie siedem  miesięcy temu. Znajduje się tutaj 19 basenów i zbiorników, które przedstawiają m.in. rafę koralową Morza Czerwonego, hipopotamy nilowe, ryby słodkowodne jezior Malawi i Tanganiki. W tunelu o długości 18 metrów występują rekiny, płaszczki, żółwie i całe mnóstwo różnych ryb. W innych miejscach spotykamy pingwiny przylądkowe, kotiki afrykańskie, krokodyle i manaty. Opuszczamy Afrykarium i udajemy się dalej na zwiedzanie ZOO: mijamy lemury, małpiatki madagaskarskie, pelikany, niedźwiedzie brunatne,  strusie, żyrafy, zebry, lwy …
Przed 19.00 jesteśmy na umówionym miejscu. Całą grupą udajemy się do ogrodu japońskiego. Dzięki Ewie pani pozwala nam na szybkie przejście tego ogrodu, mimo, że już minęła pora zwiedzania. Ogród ten to wyjątkowe miejsce, które powstało z podziwu dla japońskiej sztuki ogrodowej, a w jego tworzeniu brali udział specjaliści z Japonii. Historia tego miejsca liczy już ponad 100 lat a znaleźć tutaj można wiele oryginalnych, pochodzących z Japonii roślin.
Mieliśmy jeszcze zobaczyć koncert fontann przy Hali Stulecia. Tam właśnie mieści się jedna z największych i najbardziej spektakularnych fontann w Europie. W niecce fontanny o powierzchni 1 ha umieszczono niemal 300 dysz wodnych różnego rodzaju, w tym również ogniowe. Od 2009 roku od kwietnia do końca października można  być widzem cudownego spektaklu z udziałem wody, kolorowych świateł i muzyki. Niestety,  z uwagi na prace przygotowawcze polegające na budowie scenografii do spektaklu Opery Wrocławskiej „Latający Holender”  nie możemy w tym pięknym spektaklu uczestniczyć.
Wsiadamy do autokaru, z którym rozstaliśmy się rano. Jest około 20.00. W Gostyniu jesteśmy po 22.00. Dziękujemy Ewie za zorganizowanie wycieczki. Był czas na zwiedzanie, czas na kawę, czas na posiłek. Pogoda dopisała, chwilami było nieco chłodniej, nieco słońca, na szczęście nie padało. Ewa obiecała, że jak pojedziemy do Wrocławia na dwa dni, to wtedy udamy się na koncert kolorowych fontan.
Dzięki krokomierzowi, który Halina miała zamontowany na nodze dowiedzieliśmy się, że zrobiliśmy prawie 20 tysięcy kroków (dwudniowa norma, by czuć się dobrze), 12 kilometrów i straciliśmy ponad 700 kalorii.
Relacja Aleksandra Biderman
Zdjęcia Aleksandra Biderman, Halina i Gerard Spichałowie