Niby środek zimy, a na dworze plusowa temperatura, wiatr, lód, roztopy, wszystkiego po trochu. Daleko nie ma co iść, niektóre z koleżanek zabrały nawet parasole. A że w Gostyniu wiele się dzieje i zawsze staramy się być na bieżąco, dziś mamy ostatnią szansę, by obejrzeć kilka wystaw. Wyruszamy grupą 14-osobową 24 stycznia. Aby droga wiodąca do pierwszego naszego celu nie była zbyt krótka wydłużamy ją nieco.
W bibliotece na piętrze wystawa „Lodowe inspiracje Tomasza Piecucha”. Pana Tomka znamy od kilku lat. Opowiadał (i pokazywał) nam wówczas o swoim zbiorze kamieni z epok, w których żyły dinozaury. Od najmłodszych lat interesowała go fotografia. Dziś lustrzanką Nikon zakupioną w zeszłym roku robi zdjęcia imprez, ludzi, przyrody. My mamy przyjemność oglądać cuda, jakie stworzyła zimowa aura, a w szczególności lód. Niektóre ze swoich prac pan Tomek opatrzył nazwami. I tak jest np.: pingwin, grzybek, nietoperz, jaszczur. Popatrzcie sami…
Dalej z biblioteki ulicą Energetyka przedostajemy się w Ogrodową. Tutaj na mostku przy łąkach chwila zadumy nad przemijaniem. Wczoraj opuścił nas nasz kolega, Wacek, który był w Uniwersytecie od początku jego istnienia bardzo aktywnym studentem. Częstujemy się owocem liczi. Smakuje wybornie. Na łąkach leżą jeszcze płaty śniegu, rzeka Kania płynie szeroko wartkim nurtem, a droga przy niej jest mocno oblodzona i bardzo uważamy, by się na niej na niej nie poślizgnąć. Drzewa wyciągają ku niebu gołe gałęzie, tylko na platanach niby winogrona zawisły gałązki z kulistymi owocami.
W muzeum, do którego zawijamy, ostatnie dni wystawy „Pierwsza wojna światowa”. Ta wojna, zwana również „Wielką Wojną” trwała od 28 lipca 1914 roku do 11 listopada 1918 roku. Po raz pierwszy w historii zastosowano
w walce nowoczesną broń: samoloty, okręty podwodne, czołgi, samochody pancerne, broń chemiczną. W armii rosyjskiej brało udział 1,2 mln Polaków, w austriacko-węgierskiej – 1,4 mln Polaków i w armii niemieckiej – 780 tysięcy. Oglądaliśmy zdjęcia walczących na różnych frontach, zdjęcia żołnierzy w okopach, wolontariuszki podające jadącym na front jedzenie, zniszczony Kalisz, okaleczonych ludzi. Bilans tej wojny to m.in. 8,5 mln poległych i zmarłych ludzi, 21 mln rannych, jeńców i zaginionych – 7,7 mln. Wśród zmobilizowanych ogółem 65 mln żołnierzy straty wynosiły 57,6 mln.
Ostatnia część naszej wędrówki to kawiarnia Kameralna. Tutaj wystawę obrazów ma gostynianka Aleksandra Adamczak. Po ukończeniu liceum studiowała malarstwo. Z wyróżnieniem ukończyła pracownię malarstwa u prof. Andrzeja Niekrasza w Instytucie Pedagogiczno-Artystycznym w Kaliszu. Jakiś czas pracowała jako grafik komputerowy, to jednak nie dawało jej zadowolenia. Dziś tworzy piękne, energetyczne obrazy, pełne barw przedstawiające rośliny i zwierzęta, kwitnące ogrody i ławice świetlistych ryb. Organizuje wystawy i marzy, by poprowadzić pracownię malarstwa dla młodzieży. Popijając aromatyczną kawę i spoglądając na obrazy pani Aleksandry możemy poczuć się jak bywalczynie z wielkiego świata.
Przeszłyśmy dziś tylko 5 km i 8 tysięcy kroków. Ale to nic. Jesteśmy zadowolone. Oprócz obejrzenia trzech wystaw wysłuchaliśmy też zabawnej historii o pani i fotografie odczytanym przez Anię. Jadwiga odczytała dwa piękne wiersze, a ja zapoznałam koleżanki z książką kryminalną dla dorosłych pt. „Dom z widokiem na morze”, napisaną przez gostyniankę J. Mazur.
Następne spotkanie odbędzie się o tydzień wcześniej, tj. 7 lutego, z uwagi przypadające później święto.