W środę, 25 września 2019 r., kolejne spotkanie spacerowiczów. W dniu tym ranek był pochmurny, później zaświeciło słońce, by po jakimś czasie znowu się schować. Jest to bowiem czas, kiedy lato przechodzi w jesień. Na zapowiedziane grzybobranie chętnych przyszło trzynaście osób.  Czekała nas bardzo przyjemna forma spędzenia czasu.

Z przygotowanymi  koszyczkami, papierowymi torbami wyruszyliśmy w plener. Ulicą Polną do torów kolejowych, a po ich przejściu zejście ze skarpy do lasu.  Najpierw gęsiego, wąską ścieżką weszliśmy  w głąb.  Doszliśmy do szerokiego dukta, powoli rozchodząc się po lesie. Przed tym Ola przypomniała nam kilka zasad, które trzeba przestrzegać przy zbieraniu grzybów. Ma w tym doświadczenie, pomagała też w rozpoznawaniu, gdy ktoś miał wątpliwości czy zebrany okaz jest jadalny. Pokazała jak rozpoznać kanię od trującego, bardzo podobnego grzyba. Brodziliśmy po suchych liściach, pędach jeżyn, połamanych  gałązkach, wypatrując przebijającą się przez igliwie małą główkę czarnego łebka lub prawdziwka, by delikatnie wykręcić je z podłoża. Doszliśmy do Babiej Góry, kosztowało nas to  trochę wysiłku by na nią wejść.

Przed nami rozległy widok, wrażenie robiły wysokie, strzeliste, kilkudziesięciometrowe, proste jak strzała sosny. Obok nich pole. Po wykarczowaniu pni posadzono malutkie sadzonki. Pracownicy leśni dokonywali na nich opryski. Nas, stojących na Babiej Górze, przywitał deszcz. Przydały się peleryny i kapucyny. Chwilę przeczekaliśmy pod dębem, akurat był to czas na zdjęcia. Zaraz po nich, ruszyliśmy dalej. Posuwaliśmy się do przodu i schodziliśmy z góry. Chyba łatwiej było wejść niż zejść! Przy okazji trochę śmiechu, trochę żartów i bezpiecznie znaleźliśmy się na dole. Kroczyliśmy w stronę Goli. Tam pośród suchych  liści, chaszczy, krzewów jagód, rosły młode paprocie. Czasem drogę ”zagradzały” długie nici pajęczyny. Ale z radością zaglądaliśmy do torby, bo grzybów w nich przybywało. Maria z Tadeuszem napotkali dużą rodzinę kań. A  grzyby te wyjątkowo im smakują.

Zdążając w kierunku wyjścia z lasu, mijaliśmy zagajnik z odrośniętymi drzewkami,  oznaczonymi tabliczkami: klon, jawor, dąb, czereśnia ptasia. Tak dotarliśmy do miejsca, w którym wchodziliśmy na gościnę do lasu. Tu Ola zdradziła plany na następny spacer. Teraz, jeszcze do pokonania mała górka z Polnej na Robotniczą. Tam Krysia z Marią pożegnały się z grupą, ponieważ były prawie w domu. Reszta udała się na kawę do baru U Franka.

Podczas grzybobrania przeszliśmy 11 km. W lesie odnaleźliśmy błogi spokój i z darami lasu – grzybami, wróciliśmy szczęśliwi do domu. Mogliśmy przyrządzić smaczny, pachnący i dietetyczny obiad.

tekst Maria Ratajczak
zdjęcia Aleksandra Biderman