Październik, piękna złota jesień. W kolejną środę spacerową, dnia 23 o godz. 9.00 czternastoosobowa grupa zebrała się w miejscu „zbiórkowym” by wyjść na długi spacer. Taką nazwę wymyśliła Ola. Rano niebo było troszeczkę zamglone, później wyszło słońce i kolorowało resztę liści na drzewach, a nam przygrzewało.
Plan naszej wycieczki był taki, aby odcinek drogi do klasztoru przejechać miejskim autobusem. Ruszyliśmy zatem na przystanek. Chwila czekania na autobus i … dojechaliśmy do klasztoru. Stamtąd, drogą polną kroczyliśmy w kierunku Bogusławek. Po obu stronach drogi były dość głębokie rowy porośnięte krzewami dzikiej róży, które to są nieodłącznym elementem naszego ojczystego krajobrazu, tarniną, już bezlistną, głogiem – dawniej określanym mianem rajskich jabłuszek, czarnym bzem. Przy nich rosły wysokie drzewa, które ulubiła sobie jemioła. Wszystko to są cenne dary jesieni. Dojrzałych mogliśmy popróbować, to nasze smaki dzieciństwa. Za rowami – uprawne pola. Duże połacie wzrastającej oziminy, która skąpana w porannej rosie stała na baczność w równiutkich rzędach. Buraki cukrowe, które dojrzewają i czekają na swoją kolej, kiedy wreszcie zostaną wykopane i zamienione na cukier, a on z kolei osłodzi nam życie. Spacerując obserwowaliśmy, że w przyrodzie wszystko wciąż trwa i jednocześnie czyni przygotowania do kolejnej pory roku.
Tak przemieszczając się doszliśmy do placu budowy, nowo powstającej obwodnicy dla Gostynia. Pozwolono nam tylko przejść przez nią w poprzek i iść dalej. Doszliśmy do Bogusławek. Tam, mijając posesje, można było podziwiać kwitnące nasturcje, dalie, chryzantemy, turki i … porządek w ogródkach.
Za domostwami natrafiliśmy na wąską dróżkę, którą niedawno też szliśmy. Nią właśnie zdążaliśmy w kierunku ulicy Nad Kanią. Po prawej stronie był już las. Po lewej działki z różnorodnymi altankami. Jedne zadbane, z nasadzonymi kwiatami, drzewami. Drugie, jakby nie miały właściciela, czekające na remont albo rozbiórkę. Dobrze się czuły tam jesienne chwasty, rzepień, pokrzywy, ale i chaszcze.
Gdy doszliśmy do celu, rozeszliśmy się po lesie. Część z nas szukała grzybów i znalazła wystarczającą ilość, by przyrządzić obiad. Drudzy odpoczywali. Była też grupa, która zachwycała się pięknem rosnących przy dukcie drzew. Złocista ściana z liści brzóz, topoli, obok czerwieniejące liście klonu, grabu, a na końcu brązowe dęby. Piękny, duży arras w różnych odcieniach.
Na tej ulicy spotkała nas też miła niespodzianka. Znajoma pani zaprosiła nas na kawę. Już po uchyleniu drzwi, od progu poczuliśmy wspaniały zapach pieczonego placka z jabłkami. Mówił on o gościnności gospodyni i ciepłej atmosferze tego domu. Szykując się do wyjścia serdecznie podziękowaliśmy, a Maria zareklamowała teatr pt. „Ławeczka” Aleksandra Gelmana, na który zarezerwowała bilety dla słuchaczy GUTW.
To nie był koniec spaceru, teraz podążaliśmy w stronę domu. Przechodziliśmy przez park – planty, który nas zachwycił. Zasypany liśćmi, tworzącymi szeleszczący, różnobarwny kobierzec. Mieliśmy okazję brodzić i cieszyć się jak dzieci obsypując się liśćmi. Radosny nastrój obrazują zdjęcia. I tak urzekając się pięknem przyrody przeszliśmy 8 km.