Nareszcie… Dzisiaj, 23 marca, wreszcie możemy zdjąć czapki, założyć wiosenne kurtki i 7-osobowa grupą ruszyć na coroczne poszukiwanie wiosny. A gdzie? Do lasu. No to zatapiamy się w poszycie leśne, spoglądamy w górę, na boki, a tu nic. Nic zielonego, może tylko w niektórych miejscach młode mchy nieśmiało wychylają się pośród zaschniętych liści. Gdzieś tam w jednym miejscu znajdujemy przebiśniegi, na drzewach dopiero pojawiają się pączki, na wierzbie coś zaczyna się delikatnie zielenić. Ale ogólnie niewiele tej zieloności.

Las podczas wiatrów ucierpiał. W wielu miejscach połamane drzewa, powyrywane z korzeniami. Niemniej jednak jest spokojnie, słychać jedynie odgłosy stukania dzięcioła, świergot innych ptaszków. Kilka fotek, oddychamy pełną piersią. Jest sucho, potrzeba deszczu. Wtedy natychmiast zrobi się zielono. Wspinamy się na Babią Górę, widok jest cudowny, Dorota jest tu po raz pierwszy, a potem powolutku schodzimy w dół. Wychodzimy na drogę i dalej ścieżką pieszo-rowerową do naszego ulubionego baru na najlepszą kawę. Zaszalałyśmy kupując sobie do kawy po słodkim grześku. I jak zwykle rozmowy o tym co aktualne w naszym uniwersytecie, wspomnienie spotkania ze starostą Powiatu, dzielimy się tym co dzieje się w mieście.

Dziś spacer był bardzo intensywny, przeszłyśmy 11 kilometrów. Następnym razem nie spotkamy się za dwa tygodnie, a za trzy. Za dwa tygodnie byłoby to w Wielkim Tygodniu, przełożymy zatem spacer na zaraz po świętach.

Tekst i zdjęcia Aleksandra Biderman