„Grzybów było w bród…” – tak pisał nasz wieszcz Adam Mickiewicz.
Dzisiaj 10 koleżanek na starcie kolejnego spaceru. Wszystkie przygotowane na łowy… te bezkrwawe, oczywiście, grzybowe. Tuż przed wejściem do lasu wyciągamy z plecaków papierowe torebki, nożyki . Co chwila słychać: -„ Mam pierwszego. Ja też, ja też. A ja od razu cztery…” itd. Potem to już nikt nie liczył. Na Babiej Górze spojrzałyśmy na wyłożone grzyby. Było tyle, co jeszcze nigdy. Najwięcej było borowików złotoporych o zamszowych, oliwkowatych kapeluszach, zwanych potocznie zajączkami. Dużo znalazłyśmy również kani, nieco mniej podgrzybków, zwanych u nas czarnymi łebkami. Trafiały się też maślaki, prawdziwki i jeden kozak szary.
Byłyśmy bardzo zadowolone ze zbiorów i z przebytych kilometrów, których było prawie 10.