W środę, 9 marca, patrząc rano przez okno, byliśmy trochę zaskoczeni. Zobaczyliśmy bowiem dachy i trawniki przysypane śniegiem. W dniu tym o godzinie 9 mieliśmy zbiórkę przed wyjściem w plener. Schodziliśmy się do biura, a tam drzwi zastaliśmy zamknięte. To coś niezwykłego, bo przyzwyczailiśmy się, że szefowie zawsze byli obecni i nas witali. Mimo że z przyczyn obiektywnych zabrakło przewodników, nie zrezygnowałyśmy ze spaceru. Ania przyszła najwcześniej, pewnie dlatego, że mieszka najbliżej. Później dwie Marie prawie równocześnie. Czekamy jeszcze na innych. Gdy mija przysłowiowe, studenckie 15 minut, ruszamy. Nie czekamy, aż się roztopi śnieg. Tam, gdzie był odgarnięty można było iść suchą nogą. Maszerowaliśmy ulicą Polną, dalej ścieżką rowerową do Goli. Zbliżającą się wiosnę czuliśmy już powietrzu. Wiosenne promienie słońca polepszały nasz humor. W rozmowach wspominałyśmy swoje dziecięce lata. Ten ponad dwugodzinny marsz, w którym przeszłyśmy 8 kilometrów drogi przyczynił się do bliższego i lepszego wzajemnego poznania. Spotkanie jak zwykle zakończyłyśmy aromatyczną kawą „U Franka”.
Nie musimy się zmuszać do spacerów, one poprawiają naszą kondycję, a przede wszystkim sprawiają nam przyjemność. To jest nasz czas.
Tekst Maria Ratajczak