Środa, 12 października 2016 roku, to dzień kolejnego spotkania spacerowego. Godzina 9 jest niezmienna, zmienia się natomiast ilość osób przychodzących. Mimo że pogoda była kapryśna i siąpił deszcz, dzięsięcioosobową grupą wyszliśmy na spacer. Chcieliśmy aktywnie spędzić czas i podbudować kondycję. Przeszliśmy ul. Mostową, Fabryczną, Lipową, zatrzymaliśmy się przy muzeum. Tadeusz już wcześniej umówił nas na spotkanie. Zaproszeni weszliśmy do sali wystaw czasowych, obejrzeć ciekawie przygotowaną wystawę pt. „Listonosz czy doręczyciel? Z kart historii poczty na ziemiach polskich”. Była to dla nas bardzo pouczająca lekcja. Z wyłożonych ulotek, a także eksponatów pokazujących dawne dzieje, dowiedzieliśmy się o początkach Poczty Polskiej. O tym, że król Zygmunt August nadał dworzaninowi Prosperowi Prowany przywilej kierowania pocztą na trasie Kraków – Wenecja. Było to w dniu 18 października 1558 roku, tym samym zapoczątkował działanie Poczty Polskiej. Listy przewożone były od osób prywatnych za określoną opłatą. Natomiast 25 lat później, król Stefan Batory jako pierwszy na świecie ujednolicił taryfę listową. Opłata uzależniona została od masy listu i niezależna od odległości miejsca przeznaczenia. W wyniku trzeciego rozbioru Polski w 1795 roku, Pocztę Polską wchłonęły poczty zaborców. Natomiast 16 listopada 1928 r. na mocy rozporządzenia prezydenta RP powstało Państwowe Przedsiębiorstwo „Poczta Polska, Telegraf i Telefon”. Z chwilą wybuchu II wojny światowej łączność cywilną włączono do systemu obronnego kraju. W Gostyniu czynna była również poczta polowa stacjonującej tutaj jednostki Wehrmachtu. Siedziba gostyńskiej poczty w latach 1939-1945 mieściła się przy ówczesnej ulicy Leszczyńskiej. Za pomocą listów, znaczków, reprodukcji zdjęć, mogliśmy poznać, jak wyglądała w tamtych latach. Przemieszczając się po sali wystaw, widzieliśmy telefony, dalekopis, lak do zabezpieczania przesyłek wartościowych, plombownice, stemple i datowniki pocztowe, maszyny do pisania, skrzynki pocztowe, mundur i rower listonosza. Dzięki panom wystawcom i organizatorom, Kołu Polskiego Związku Filatelistów oraz Muzeum w Gostyniu, mogliśmy poznać tyle interesujących rzeczy. W drodze powrotnej szliśmy ulicą Helsztyńskiego, dalej Powstańców Wielkopolskich, do restauracji U Franka. Do mile podanej kawy, Ania wyjęła z plecaka upieczone przez siebie bezy, Lucyna rożek z czekoladkami, można było też zjeść ekologiczne gruszki z ogrodu Marii. Rozmowa integracyjna toczyła się o sposobach na udane wypieki i o filmach, na których byliśmy w ostatnim czasie. Na koniec nasz poeta zadedykował nam żartobliwy wiersz z dziecięcych lat. Zbliżyła się pora obiadowa więc rozeszliśmy się do domu.
tekst Maria Ratajczak
zdjęcia Aleksandra Biderman i Maria Wujek