Czas przedpołudniowy, w środę 22 lutego 2017 r., przeznaczyliśmy na spacer. O godzinie dziewiątej wyruszyliśmy z biura. Zebrała się nas grupa dziewięcioosobowa. Pogoda nie zachęcała do wyjścia, ale nasz zapał do aktywności fizycznej nie stygnie. Niebo było pokryte szarymi chmurami, chwilami padał deszcz lub mżawka. I tak obojętnie, w którą stronę kroczyliśmy, zawsze było pod wiatr. Poruszaliśmy się ul. Mostową, Bojanowskiego do Lipowej. Gdy kierowaliśmy się do rzeki Kani rozpadało się na dobre. Uzgodniliśmy wspólnie, że zmienimy plan i pójdziemy do muzeum.
Tam zwiedziliśmy wystawę pt. „1. Kompania Skautowa Wincentego Wierzejewskiego 1918 – 1920”. Zalążek 1. Pułku Strzelców Wielkopolskich (55. Poznańskiego Pułku Piechoty). Poznaliśmy postać człowieka, który pracował i walczył dla dobra Ojczyzny. Z opinii dowódcy, gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego, dowiedzieliśmy się, że Wincenty Wierzejewski zorganizował 1. kompanię pułku, składającą się początkowo wyłącznie ze skautów. Wychował w niej szereg inteligentnych jednostek o wysokim poziomie moralnym, głębokim poczuciu patriotyzmu. Jednostki te rozproszywszy się po całym pułku w charakterze podoficerów, a nawet oficerów podnosiły ducha u żołnierzy. Kompania odegrała znaczącą rolę w opanowaniu i ochronie zabytków w terenie dworca kolejowego w Poznaniu, wzięła udział w planowaniu i przebiegu akcji zdobycia lotniska na Ławicy. Udało się zdobyć kontrolę nad punktem telegraficznym na Cytadeli.
Obejrzeliśmy także odznaki dla 55. Poznańskiego Pułku Piechoty, obraz Wielkopolskie Muzeum Wojskowe Leona Wróblewskiego, zdjęcia z niepełnym wykazem osobowym 1 Kompanii Skautowej, brata Wincentego Wierzejewskiego – Jana, również skauta, oraz najbliższą rodzinę. Po wystawie oprowadzała nas pani Anna Rudzińska.
Deszczyk kropił, a my ruszyliśmy dalej przez miasto. Z myślą o nadchodzącym tłustym czwartku, kupiliśmy pączki. Zatrzymaliśmy się więc „U Franka”, aby je skonsumować. Z gorącą kawą smakowały wyśmienicie. Będąc w temacie pączków dzieliliśmy się informacjami, jak w łatwy i szybki sposób formować je z ciasta. Było też coś dla ducha, Tadeusz przygotował sześć wierszy i je przeczytał. Mówiły one o drodze, która nigdy nie zawodzi, o wyhamowaniu i podziwie nad dziełami danymi przez Stwórcę.
Mimo że szliśmy pod wiatr, warto było się spotkać, niż zostać w domu ze swoimi myślami. Przeszliśmy 4 km. W tym czasie straciliśmy dokładnie tyle kalorii ile miał zjedzony pączek.
tekst Maria Ratajczak
zdjęcia Ania i Maria