To były naprawdę łebskie wczasy! Łebskie – oczywiście – bo w Łebie, ale przede wszystkim dlatego, że spędzone z głową, mądrze, z pożytkiem i dla duszy, i dla ciała.
Zacznijmy jednak od początku, jak przystało na sprawozdanie.
- W Łebie w pensjonacie Oaza w okresie od 18 – 28 czerwca 2018 r. wypoczywała 54-osobowa grupa studentów GUTW, wśród nich także niżej podpisana.
- Łeba, licząca ok. 4000 stałych mieszkańców, w sezonie letnim przeżywa prawdziwy najazd turystów i zamienia się w niemal wielotysięczną metropolię. My na szczęście nie doświadczyliśmy tłoku – sezon na dobre jeszcze się nie zaczął, a pensjonat zgodnie z nazwą był prawdziwą oazą spokoju i ciszy.
- To już po raz piąty studenci GUTW wyjeżdżają na wczasy nad morzem dzięki pomysłowi i talentowi organizacyjnemu naszej koleżanki Oli.
- W poniedziałkowy ranek o godz. 6.00 wyruszamy z dworca PKS. Zapowiada się pogodny, słoneczny dzień. Kierowca – pan Sławek – jedzie pewnie i bezpiecznie. Kilka minut po starcie Ola przekazuje informacje o miejscu, w którym spędzimy najbliższy czas, i czekających nas atrakcjach. Na dłuższy postój zatrzymujemy się w Podgajach. Na miejsce docieramy ok. godz. 15.00.
- Łeba przywitała nas słoneczną pogodą. Wysiadamy z autobusu. Gospodarz obiektu już na nas czeka. Zajmujemy pokoje i po zakwaterowaniu wyruszamy na rekonesans, a przede wszystkim przywitać się z morzem. Z naszego pensjonatu możemy dojść do plaży różnymi ścieżkami i ulicami.
- Dziesięciodniowy pobyt nad morzem obfitował w różne atrakcje przeżywane indywidualnie i w grupie. Nie ograniczał nas żaden sztywny harmonogram. Żywiliśmy się we własnym zakresie, testując różne punkty gastronomiczne, sami też wybieraliśmy sposób spędzenia czasu. Pogoda nas może nie rozpieszczała, ale słońca nie brakowało i po kilku dniach spacerów morską plażą skóra każdego z nas nabrała opalenizny. Idąc na plażę, mijaliśmy siłownię, która zachęcała do ćwiczeń na wolnym powietrzu. Ciekawą trasą spacerową było nabrzeże wzdłuż kanału rzeki Chełst, która wpływa do Łeby, i dalej wzdłuż samej Łeby. Tak dochodziliśmy do falochronu, skąd obserwowaliśmy bramę portową i statki wycieczkowe wychodzące w morze i powracające do portu. „Żelaznym” punktem programu chyba każdego uczestnika naszego turnusu było oglądanie wschodu i zachodu słońca na plaży i utrwalanie tych pięknych widoków na zdjęciach.
- W Łebie jest dużo ciekawych miejsc, które warto było zobaczyć. Jednym z nich jest Muzeum Motyli, do którego cała grupa udała się następnego dnia. Stała wystawa składa się ze 102 gablot entomologicznych. Umieszczono w nich ponad 3500 motyli i innych owadów niemal z całego świata, np. największe na świecie motyle Attacus Atlas, które wielkością dorównują tradycyjnej patelni. Zachwycaliśmy się niezwykłymi kształtami i barwami, z zapartym tchem słuchaliśmy opowieści przewodnika o zwyczajach tych owadów. W sklepiku z pamiątkami niektórzy z nas zrobili drobne zakupy.
- Inną atrakcją jest największy w Polsce Labirynt 3D o powierzchni 5000 m². Wybraliśmy się tam w środę w godzinach popołudniowych. Okazało się, że nie jest łatwo poruszać się po labiryncie wśród ścian iglaków. Wielokrotnie błądziliśmy, wchodziliśmy w ślepe uliczki, ale ostatecznie zdobyliśmy 5 baz. Z platform widokowych usytuowanych przy poszczególnych bazach oglądaliśmy rozległą panoramę, a po zdobyciu ostatniej bazy bardzo łatwo trafiliśmy do wyjścia.
- Niemal wszyscy uczestnicy wczasów skorzystali z propozycji wycieczki do Trójmiasta. Czwartkowy dzień od rana był bardzo słoneczny i gorący. Wyjechaliśmy o godz. 9.00. Po drodze w Lęborku dołączyła do nas przewodniczka, która oprowadzała nas po Gdańsku, Sopocie i Gdyni. W trakcie jazdy mijaliśmy długie odcinki, na których trwały roboty drogowe: budowa nowej drogi, poszerzanie istniejącej, budowanie ścieżki rowerowej.
- Choć wielu z nas było już w Trójmieście, z przyjemnością po raz kolejności wędrowaliśmy wzdłuż Motławy, spoglądając na najbardziej charakterystyczną budowlę w mieście stanowiącą symbol Gdańska czyli Żuraw – największy dźwig portowy w średniowiecznej Europie, w którym dziś mieści się oddział Narodowego Muzeum Morskiego. Robiliśmy sobie zdjęcia pod Fontanną z Neptunem, zajrzeliśmy do Bazyliki Mariackiej. Z okien autokaru widzieliśmy historyczne już miejsca: Stocznię Gdańską ze słynną i kultową bramą oraz powstałe tu niedawno Europejskie Centrum Solidarności.
- Z Gdańska udajemy się do Sopotu wprost na molo, którego pomost ma długość ponad 511 m i jest najdłuższym drewnianym pomostem w Europie. Przy głowicy mola znajduje się przystań dla ponad 100 jachtów. Ci, którzy nie zdecydowali się na spacer po molo, odpoczywali i raczyli się lodami na Skwerze Kuracyjnym, na którym znajdują się przepiękna zabytkowa fontanna, latarnia morska z punktem widokowym, muszla koncertowa, punkty gastronomiczne oraz dużo zieleni.
- Sopot opuszczaliśmy bardzo pospiesznie z powodu nagłego, choć prognozowanego, załamania pogody. Silne zachmurzenie oraz porywisty wiatr sprawiły, że niemal biegiem ruszyliśmy do autobusu. Zdążyliśmy wsiąść, zanim spadły pierwsze krople deszczu.
- Deszcz towarzyszył nam w drodze do Gdyni. Wysiadamy na Skwerze Kościuszki. Mimo mżawki odbywamy spacer po nabrzeżu, fotografujemy się na tle cumujących tu okrętów Daru Pomorza i Błyskawicy. O godz. 19.00 wróciliśmy do Łeby.
- Następnego dnia od rana było pochmurno, zimno, deszczowo. Przełożyliśmy na inny dzień wyjazd na wydmy. Postanowiliśmy pójść do Oceanarium, które powstało w 2002 roku. Trudno spamiętać nazwy wszystkich pływających stworzeń: kolorowych ryb, krabów, rekinów i innych mieszkańców podwodnych głębin, o których interesująco opowiadał pracownik Oceanarium.
- W tym czasie się rozpogodziło, więc każdy z nas zaplanował sobie sposób spędzenia dalszej części dnia.
- Wyjazd następnego dnia do Rąbki okazał się pechowy. Od rana było dość pochmurno, ale nie padało. Po śniadaniu wsiedliśmy do „ciuchci”, która zawiozła nas do Rąbki. Z przystani Żeglugi Pasażerskiej usytuowanej nad jeziorem Łebsko wyruszamy w rejs statkiem w kierunku Wydm Ruchomych. Rejs po jeziorze Łebsko był bardzo przyjemny. Dowiadujemy się, że to największy zbiornik przybrzeżny, a trzecie co do wielkości jezioro w Polsce. Wysiadamy na przystani Wyrzutni Rakiet, skąd udajemy się w kierunku wydm. Nie zraża nas to, że siąpi – na razie – mżawka. Wspinamy się na wydmy, co nie jest wcale proste i łatwe. Z powodu coraz bardziej intensywnego deszczu rezygnujemy ze zdobycia ponad 30 metrowej Góry Łąckiej, która jest najatrakcyjniejszą ze wszystkich wydm na terenie SPN, z jej wierzchołka podziwiać można przepiękną panoramę na Mierzeję Łebską. Schodzimy z wydmy i wracamy na przystań. Większość postanowiła wsiąść do meleksów, nieliczni w strugach deszczu, przemoczeni do suchej nitki, wracali pieszo.
- Wraz z przewodnikiem wchodzimy na teren Muzeum Wyrzutni Rakiet. W czasie II Wojny Światowej był to tajny niemiecki poligon doświadczalny, w którym odbywały się próby z tajną niemiecką „Wunderwaffe” (Cudowną Bronią) oraz rakietą przeciwlotniczą, „Rheintochter” (Córka Renu). Słuchając gawędy przewodnika, uświadamiamy sobie, jak wiele tajemnic dotyczących naszej przeszłości jest do odkrycia i poznania. Wyprawa na wydmy okazała się interesującą przygodą. W drodze powrotnej pogoda się nieco poprawiła, a przed wieczorem zupełnie się rozpogodziło.
- Poniedziałek w drugim tygodniu naszego pobytu zapamiętamy z dwóch powodów. Po śniadaniu niemal wszyscy poszliśmy do Muzeum Bursztynu. Do zwiedzania jest 400m² powierzchni. Po 4 salach wystawowych oprowadzał nas przewodnik. Jego gawęda dostarczyła nam sporej porcji wiedzy. Pierwsza sala to las bursztynowy – rekonstrukcja pradawnego lasu sprzed 40 mln. lat, który zapoczątkował proces tworzenia się dzisiejszego bursztynu. W sali epoki lodowcowej zobaczyliśmy naturalnej wielkości zwierzęta z tej epoki, mi.in mamuta i tygrysa szablastozębnego. Uwięzione w bursztynie owady można było oglądać w sali inkluzji. Wreszcie bursztynowa komnata, a w niej ekskluzywne eksponaty z bursztynu. Po zwiedzeniu muzeum zakupiliśmy pamiątki, oczywiście z bursztynu.
- Opuszczamy muzeum i w mniejszej już grupie udajemy się na spacer nad Łabędzi Staw, niestety bez łabędzi, ale z pięknymi nenufarami porastającymi jego brzegi. Jeszcze mniejsza grupa, bo tylko troje osób odwiedziło magiczny labirynt, który dostarczył nam sporej dawki wesołej zabawy. Zbudowany z 145 luster labirynt ma długość ponad 50m i niełatwo można było odnaleźć drogę do wyjścia. Uśmialiśmy się też do łez w gabinecie krzywych zwierciadeł, oglądając nasze zdeformowane sylwetki.
- To nie koniec atrakcji tego dnia. Wieczorem spotkaliśmy się na grillu, jedząc kiełbaski popijane piwem i bawiąc się przy muzyce.
- W Łebie nie ma zbyt wielu zabytków, dlatego tym bardziej warto było zobaczyć ruiny, a właściwie szczątki kościoła św. Mikołaja – najprawdopodobniej narożny fragment lewej nawy głównej, który został podparty drewnianymi pniami. Zachowany fragment to pozostałości gotyckiego kościoła, który wybudowany został w XIV wieku na terenach dawnej Łeby. Po wielkiej powodzi, jaka nawiedziła Łebę w 1570 roku, jej mieszkańcy przenieśli się na obecne tereny, a kościół stopniowo został zniszczony przez siły natury.
- Nie sposób było ominąć pierwszą w Polsce Aleję Prezydencką, wzdłuż której umieszczono odciski dłoni wszystkich prezydentów Polski, poczynając od Ryszarda Kaczorowskiego, na obecnym prezydencie kończąc.
- Oaza dysponowała kilkunastoma rowerami dla gości ośrodka. Korzystaliśmy z nich chętnie zwiedzając okolice Łeby. W miarę jak turnus zbliżał się do końca, pogoda się poprawiała, a w dzień odjazdu było słonecznie i bardzo ciepło. Gospodarze Oazy żegnali się z nami serdecznie, a i my byliśmy zadowoleni z pobytu.
- Wyruszyliśmy o godz. 9.40. Na dłuższy postój ponownie zatrzymaliśmy się w Podgajach, gdzie czekał na nas zamówiony wcześniej obiad oraz pyszny deser w postaci kawy i sernika.
- Droga powrotna przebiegała bez zakłóceń. Do Gostynia dotarliśmy ok. godz. 18.00. Zanim się rozstaliśmy, podziękowaliśmy kierowcy za bezpieczną jazdę, a Oli za wybór miejsca i dobrą organizację. Już myślimy, dokąd wybierzemy się za rok.
Zrelacjonowała Halina Spichał
Zdjęcia Aleksandra Biderman, Halina i Gerard Spichałowie, Anna Krystkowiak, Maria Skrzypczak, Marek Gubański