27 marca 2019 roku 16-to osobowa grupa mimo porannego chłodu stawiła się na zbiórce. Mamy wszak wiosnę. Przedszkolaki kilka dni temu topiły marzannę, ale widać nie wszystkie, bo zima nie odpuszcza. Rano jeszcze straszą białe dachy, na termometrze ledwie 2 stopnie. Powolutku rośnie temperatura, rośnie też nasza chęć do poruszania się. Idziemy w las. Ulicą Polną przechodzimy w ulicę Leśną, ale tylko kawałek. Schodząc ostrożnie po kilku schodkach zagłębiamy się w las. Zagłębiamy się, to może za wielkie słowa, gdyż drzewa są jeszcze gołe, na gałązkach pokazują się niewielkie zawiązki liści. Humor wszystkim dopisuje, Lucyna wspina się wysoko na powalony konar drzewa, reszta ustawia się wokół niej i pozujemy do zdjęcia. Tadeusz, jak przystało na przewodnika, pilnuje całej gromady.

Pod naszymi stopami ukazują się niewielkie kępki traw, iglaste drzewa cieszą zimotrwałą zielenią, ale i na tych liściastych jakby troszkę się zazieleniło. Stajemy… Niedaleko przed nami na leśnym dukcie stoją trzy daniele. Patrzymy na nie, one na nas. Potem zrywają się i biegną w las. Za chwilę dołącza do nich jeszcze jeden. Mały przystanek, Władka przytula się do drzewa, ja staję między dwoma wystającymi z ziemi zielonymi gałęziami. Na biedę mogłyby one uchodzić za kijki do marszu. Idziemy ciągle lasem co chwilę wymieniając się z innymi osobami. Ileż to ciekawych rzeczy można się dowiedzieć od innych osób… Coraz zieleńsze poszycie leśne, a pomiędzy młodą trawką zauważamy pokrzywy, kobierce fiołków i pierwsze w tym roku grzyby. Do jedzenia się one wprawdzie nie nadają, ale w ekosystemie leśnym odgrywają ważną rolę. Kawałek dalej po prawej stronie, bo przeszliśmy przez drogę, stoi rząd niebieskich uli. Po lewej – traktor wysiewa nawóz pozostawiając za sobą chmurę dymu. Z prawej strony – wysoki mur porośnięty w jednym miejscu bluszczem skrywa budynek, którego widzimy tylko fragment dachu. Zza muru słychać ujadające psy. Pięknie prezentuje się krzak pokryty zielonym nalotem.

Jesteśmy koło firmy POM Metal. Z tyłu tego zakładu bieli się nowy budynek firmy p. Giermaziaka, gdzie produkuje się kartonowe pudełka. Przechodzimy koło przedszkola „Zielona zatoka” i koło pałacu, jak nazywano budynek należący kiedyś do Dusiny, rzucamy okiem na ciągle jeszcze budujące się osiedle Pożegowo III i odbijamy w prawo. Zatrzymujemy się przy siłowni na Pożegowie. Niektórzy ćwiczą, inni korzystają z okazji i przysiadają na ławkach.

Piękny, szeroki chodnik prowadzi nas w dół ulicy. Spoglądamy na dach lodowiska, który nadwyrężyła trochę ostatnia wichura. Zamierzamy wstąpić na kawę do Podleśnej. Niestety, ta jest otwarta dopiero od 12.00. Idziemy do Twista, restauracji przy Hucie. Zamawiamy kawę i siadamy przy długim stole. Czas na mały wykład. Dzisiaj ja zabawię się w wykładowcę. Mieszkamy w Gostyniu. Gostyń to nasza mała ojczyzna. Wszystko co dzieje się tutaj powinno być nam dobrze znane. Ostatnio trafiłam w Życiu Gostynia na dwa ciekawe artykuły. Jeden dotyczył ołtarza w kaplicy św. Anny z XVII wieku w Farze. Otóż ołtarz ten jest w opłakanym stanie. Dokonano tzw. odkrywki, czyli oskrobano farbę, dokonano odwiertu i okazało się, że na wierzchu ołtarza jest trochę farby i nieco drzewa, w środku natomiast sam pył. Cała konserwacja i renowacja ołtarza zajmie około roku i będzie kosztowała 250-300 tys. zł., jak mówi właściciel firmy konserwatorskiej z Osiecznej pan Daniel Nowacki. Drugi równie ciekawy artykuł informował, że powstanie film o Józefie Zeidlerze, równym, jak uważają znawcy, Mocartowi. Reżyserii podejmie się Dagmara Spolniak – reżyserka filmów dokumentalnych, jedna z najcenniejszych polskich napoleonistek, którą fascynują postaci historyczne z XVIII i XIX wieku. W obsadzie filmu planuje umieścić osoby z gminy Gostyń i okolicznych, Wojciecha Czemplika natomiast chciałaby zaangażować w cały proces konstrukcji filmu. Będę na bieżąco śledzić losy ołtarza i filmu o Zeidlerze i informować spacerowiczów. 24 kwietnia organizuję dla spacerowiczów i cyklistów wycieczkę – niespodziankę. Już dziś przyjmuję zapisy i wpłaty w wysokości 40 zł od osoby.

Wydawałoby się, że to już koniec spaceru. Niektórzy ruszyli w stronę swoich domów, pozostali w kierunku miasta. Po przejściu torów kolejowych trafiamy na „Kwiaciarnię w piwnicy”. Na zewnątrz stoi pomalowany na biało rower z koszykiem pełnym kwiatów i dwie duże donice ozdobione sztucznymi stroikami. Schodzimy w dół po schodach. Miła pani zaprasza do środka, udziela nam informacji, a my podziwiamy: żywe kwiaty, sztuczne stroiki, wielkanocne zajączki, kurczaczki, kompozycje kwiatowe, drobne prezenty.
Dzisiejszy wynik to 8,5 km oraz 15 tysięcy kroków.

opisała i zdjęcia robiła Aleksandra Biderman