Wiosna w kwietniu zbudziła się z rana
wyszła wprawdzie troszeczkę zaspana
Lecz zajrzała we wszystkie zakątki
– Zaczynamy wiosenne porządki.
Jan Brzechwa
W środę, 10 kwietnia 2019 r., dwunastoosobowa grupa zostawiła swoje myśli o porządkach w domu. Poszła kontynuować spacer, formę rekreacji dla każdego. Rano temperatura była zerowa, ale to żaden problem, nagła zmiana aury to domena kwietnia. Ubrani w cieplejsze kurtki wyszliśmy na zbiórkę. Tam pogratulowaliśmy Oli udziału i zajęcia dobrego miejsca w Gostyńskim Urodzinowym Konkursie Internetowym.
Ruszyliśmy w plener. Posuwając się ulicą Edmunda Bojanowskiego popatrzyliśmy na rozpoczynające się prace przy rozbudowie naszego szpitala. Na razie wrażenie robi olbrzymi dźwig. Kilka kroków dalej przechodziliśmy przez park – planty. A że wiosna zakwita drobnymi kwiatkami zachwycaliśmy się mnóstwem żółtych forsycji oraz białych i różowych dostojnych magnolii. Spotkaliśmy migdałowiec różowy i pigwowiec czerwony. Wyglądają tym efektowniej, że ich gałęzie są jeszcze bezlistne.
W dalszym planie mieliśmy zwiedzenie wystawy zorganizowanej w Muzeum, pt.: „Własne M w czasach PRL”. Są tam urządzone trzy pomieszczenia – pokój, kuchnia i korytarz w stylu lat 60/70 ubiegłego wieku. Zobaczyliśmy rzeczy dobrze większości osób znane, np. rybę ze szkła wykonaną przez hutników w starej gostyńskiej hucie. Stawiało się ją wówczas na szafie lub telewizorze, może nawet na Rubinie, pierwszym kolorowym. Haftowane serwety na stole, a na nim bukiet sztucznych kwiatów. Zegar z kukułką, adapter, szklanki z koszyczkami, syfon i naboje do wodosyfonów, linoleum itp. Najlepiej odzwierciedlają ten styl zdjęcia, które robiła Ola. Przedmioty te były okazją do wspomnień i rozmów o kolejkach i sposobach zdobywania potrzebnych rzeczy.
Przed nami jeszcze długa droga, przechodzimy na ul. Jana Pawła II. Na narożniku obok ratusza duży herb Gostynia, zatrzymujemy się na chwilę by popatrzeć jak przed nim z trawy wychylają głowy białoczerwone tulipany. Brawo! Kolorowe hiacynty ozdabiają tablicę pamiątkową poświęconą pamięci gostynianina Stanisława Szymańskiego.
Schodzimy nad rzekę Kanię i posuwamy się w kierunku jej źródła. Chcemy sprawdzić czy są tam ślady bytności bobrów. Kilka lat temu zdziwiło nas ich zachowanie. Widzieliśmy pobudowane żeremie, dużo drzew poobgryzanych z kory, grube pnie przegryzione prawie w całości. Tym razem nie spotkaliśmy śladów bobrów. Chyba przeniosły się w inne miejsce.
Im bardziej oddalamy się od ulicy tym więcej wyciszenia i zieleni. W korycie rzeki dobrze się czują młode tataraki, rośnie ich coraz więcej. Spotkaliśmy jeszcze ubiegłoroczne, brązowe kolby. Na poboczach bujna trawa, pokrzywa, szczaw, różne gatunki roślinności, krzewy i drzewa. Po drugiej stronie rzeki, w dali, po łące, spaceruje para bocianów a także żurawie. Wędrując jeszcze dalej napotkaliśmy wyrwaną z korzeniami olbrzymią lipę, ślady wichury. Stoi tam też dużo suchej trzciny. Żeby nie zajść za daleko postanowiliśmy skręcić do ulicy Wrocławskiej. A nasza rzeczka dalej płynie sobie spokojnie niedużym strumieniem między polami, łąkami. Zdąża w okolice Kunowa by wpaść do ujścia Obry. My mieliśmy jeszcze doświadczenie spaceru po łące i dalej ścieżką rowerową do ronda. Przechodziliśmy obok domu w którym niedawno wybuchł pożar. Doszliśmy do ul. Powstańców Wielkopolskich i ustaliliśmy gdzie wstąpimy na kawę.
Wokoło można już zauważać piękno, które co roku rodzi się obok nas, od kwiatostanu wierzby, kwitnących krzewów, drzew owocowych, po śliczne kwiaty, nawet o nazwie Korony Królewskie.
Spacer podczas którego przeszliśmy 7 km zakończyliśmy w kawiarni „Kameralna” degustując kawę i ciasto.
tekst Maria Ratajczak
zdjęcia Aleksandra Biderman