Pierwszy postój to Kłodawa – największa czynna kopalnia soli w Polsce. Od badań w roku 1937 po uruchomienie zakładu w 1956 minęło 19 lat. Pięć osób wysiada wcześniej, pozostali dojeżdżają do celu. Witają nas górnicy- przewodnicy. Jeden z nich opowiada nam o historii kopalni, udziela instruktażu, jak należy zachować się pod ziemią. Po założeniu ochronnych kasków szybem „Michał” przez dwie minuty zjeżdżamy 600 metrów w dół. Trasa turystyczna liczy 2300 metrów. Niedaleko podszybia, w solnej grocie znajduje się kaplica wykonana z soli z rzeźbą świętej Kingi, patronki górników solnych. Dech w piersiach zapierają nam ciągnące się
w nieskończoność korytarze. Całość trasy jest oświetlona, temperatura 22o C. Pan Jan Junkiert opowiada o kopalni i stara się na nasze pytania dawać wyczerpujące odpowiedzi. Co chwilę słyszymy warkot świdrów pracujących na niższym poziomie, ktoś schyla się po grudkę soli, na ścianach płaskorzeźby, przy ścianach rzeźby solne.
Sól ma różne kolory: jest biała, szara, różowa, niebieskawa i ciemnoszara. W niektórych miejscach ściany solne są oczyszczone i te kolory soli są bardzo dobrze widoczne. Wchodzimy do niewyobrażalnie wielkich komnat solnych, na ścianach malunki, herby miast górniczych,w antyramach obrazy św. Kingi oraz papieża Jana Pawła II. Żal opuszczać to miejsce. Wjeżdżamy na górę, zostajemy obdarowani kilogramem soli z Kłodawy, idziemy do autobusu. Jemy obiad w pobliskiej restauracji.
Dziś jeszcze w programie zwiedzenie Obozu Zagłady w Chełmnie nad Nerem.
Obóz ten zaczął działać w grudniu 1941 roku. Istniejący tu pałac i wyjście z piwnic ogrodzono wysokim drewnianym parawanem. Wszystko było niewidoczne z zewnątrz. Chełmno to miejsce zagłady Żydów z okolicznych powiatów, następnie łódzkich Żydów, około 5000 cyganów, 15 tys. Żydów z Europy zachodniej. Kazano im rozebrać się i zgazowywano w specjalnych samochodach. 4 km dalej, w rzuchowskim lesie zwłoki zostały zakopywane. W 1942 roku pobudowano krematoria. Ośrodek istniał do połowy 1944 roku. Wg historyków zginęło tutaj 300 tys. osób. Zwiedziliśmy Spichlerz, gdzie zobaczyć można różne pamiątki po zagazowanych Żydach, zdjęcia więźniów
i oprawców, przeczytać o historii obozu. Mieliśmy także możliwość wysłuchania krótkiego fragmentu zeznań więźnia, który był zatrudniony przy porządkowaniu rzeczy po zagazowanych braciach, Szymona Srebrnika. Jemu, jako jednemu z nielicznych udało się stamtąd uciec. Po lewej stronie od wejścia do Miejsca Zagłady wznosi się eklektyczny kościół Narodzenia Najświętszej Marii Panny z 1875 roku.
Przybici okrutnymi opowieściami pana Zbigniewa Pakuły wracamy do autokaru. Jedziemy do Łęczycy. Miejsce dwudniowego noclegu to bursa szkolna. Najpierw czeka nas wjazd w wąską bramę szkoły. Kierowca z pomocą naszych panów gładko pokonuje przeszkodę, za co otrzymuje od nas duże brawa. Z następnymi wjazdami i wyjazdami radzi sobie już bez pomocy. Pokoje mamy dwu i trzyosobowe. W stołówce szkolnej, gdzie spotykamy się na kolacji czeka na nas prezes Łęczyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, radny miasta Łęczyca, przewodnik łęczycki, chórzysta i rzeźbiarz w jednej osobie, przesympatyczny Włodzimierz Sroczyński. Posileni, ruszamy w miasto. Łęczyca to miasto w woj. łódzkim liczące około 16.000 mieszkańców datowane na X-XIII wiek. Miasto posiada piękny, duży rynek, szerokie ulice, kościół parafialny pw. św. Andrzeja, basztę obronną, klasycystyczny ratusz, liczne domy z XIX wieku. Ciemno już się robiło, gdy wracaliśmy do bursy.
Następny dzień rano, po śniadaniu udaliśmy się na zwiedzanie dawnego więzienia przy ulicy Pocztowej. Mieściło się ono w murach klasztoru Dominikanów z XVII wieku. Od 1976 do 2000 roku liczne przebudowy zatarły sakralny charakter architektury. Oprócz pospolitych przestępców przebywali tutaj również działacze polityczni, m. in. Władysław Gomułka i Władysław Frasyniuk. Cele są 2-3 osobowe, z małymi, wysoko osadzonymi okienkami i toaletą. Wiele cel zdobią rysunki i malowidła, w kaplicy więziennej w dobrym stanie zachowało się wiele obrazów. Z więzienia Włodzimierz prowadzi nas do XVII-wiecznego Kościoła i Klasztoru OO. Bernardynów przy ulicy Poznańskiej. Od 1946 r. klasztor jest znów pod władzą Bernardynów, po kasacie w 1864 roku. Obecnie kościół jest miejscem częstych koncertów muzyki organowej i kameralnej. Zamek w Łęczycy to kolejny punkt naszej wycieczki. Powstał on w XIV wieku z inicjatywy króla Kazimierza Wielkiego. Różne były koleje losu tego zamku, w wieku XIX popada w ruinę. Aby uchronić go od całkowitego zniszczenia po II wojnie światowej staje się siedzibą muzeum i stopniowo doprowadzany jest do dawnej świetności. Podziwiamy wnętrza i zbiory, Włodzimierz Sroczyński raczy nas barwnymi opisami zdarzeń historycznych, ze ścian spoglądają na nas portrety przodków w złotych ramach. Przy ścianie stoi piękna szafa, obok niej dwa inkrustowane stoliki.
Jeden pokój w całości poświęcony jest słynnemu diabłowi łęczyńskiemu – Borucie. Występuje on tu w różnych postaciach, rozmiarach, kolorach, strojach. Jest diabłem złośliwym i psotnym, ale tak naprawdę nikomu krzywdy nie robi. Jedziemy do Tumu, by obejrzeć archikolegiatę łęczycką. Przez wieki niszczona i odbudowywana dziś jest najlepszym przykładem architektury romańskiej w Polsce. W ubiegłym roku obchodzone były tu uroczystości związane z 850-leciem konsekracji archikolegiaty.
Stamtąd jedziemy do Piątku. Tutaj, dokładnie w miejscu żółtej figury na rynku miasta, znajduje się geometryczny środek Polski. Aleja zielonych jeszcze o tej porze drzew prowadzi nas do pałacu w Walewicach pamiętającego czasy ostatniego króla Rzeczypospolitej Stanisława Augusta Poniatowskiego oraz burzliwą epokę napoleońską i głośny wówczas romans cesarza Francuzów z Marią Walewską. O historii pałacu, Napoleonie i Marysieńce opowiada pani kierownik Ośrodka Szkoleniowego Jadwiga Warszawska. Największe wrażenie robią na nas piękne piece kaflowe i sypialnia z oryginalną tapetą. Przez podziemie przechodzimy do ładnie utrzymanego ogrodu.
Niestety, ostatni dzień naszej wycieczki. Po śniadaniu żegnamy naszego przewodnika Włodzimiera Sroczyńskiego. Wyjeżdżamy o godz. 11.00. Udajemy się do Świnic Warskich. Idziemy najpierw na cmentarz, gdzie pochowani są rodzice św. Faustyny, Marianna i Stanisław Kowalscy. Potem w Sanktuarium urodzin i chrztu św. Faustyny siostra Lilioza opowiada nam dzieje Helenki Kowalskiej, potem razem z nami zabiera się do odległego o dwa kilometry Głogowca, gdzie pod numerem 11 urodziła się późniejsza siostra Faustyna. Przebywamy w tym pokoju, gdzie przyszła na świat, oglądamy zdjęcie rodziny, wychodzimy na podwórko. Odwozimy siostrę z powrotem do Świnic Warskich, dziękujemy za poświęcony nam czas. Zahaczamy o Uniejów, mijamy kompleks termalno-basenowy i podjeżdżamy pod zamek arcybiskupów gnieźnieńskich. Tutaj w restauracji Herbowa jemy obiad, niestety, nie ma możliwości zwiedzenia samego zamku. I to już koniec. Jeszcze tylko krótki postój na kawkę gdzieś po drodze i 7 paxdziernika o 18.00 jesteśmy w Gostyniu. Myślę, że nie będzie niezadowolonych wycieczkowiczów.
Reportaż Aleksandra Biderman
Zdjęcia Aleksandra Biderman, Andrzej Czabajski