19 marca, na dworze gruba, kilkucentymetrowa warstwa śniegu. Mimo to, wierni słuchacze w liczbie 29. zjawili się w bibliotece, by posłuchać gostynianki, Beaty Dolińskiej. Oprócz studentów GUTW było jeszcze kilka osób z zewnątrz. Na stoliku Beata Dolińska rozłożyła pamiątki z Sierra Leone: maskę, duże fotogramy dzieci, kolorową bluzkę oraz dwie własne książki: jedna z nich to album, druga – w języku angielskim wydana w Niemczech.

Beata Dolińska, absolwentka Uniwersytetu Poznańskiego o specjalności: stosunki międzynarodowe, absolwentka Uniwersytetu w Tromso w Norwegii. Pisała pracę magisterską na temat dzieci-żołnierzy w Sierra Leone, zajmowała się też rozliczaniem zbrodni wojennych na tym terenie. Dzisiaj wystąpiła dla nas z prezentacją: Sierra Leone: konflikt, pokój i teraźniejszość.

Sierra Leone to państwo czterokrotnie mniejsze od Polski położone w zachodniej Afryce u wybrzeży Oceanu Atlantyckiego. W latach 80. ubiegłego wieku kraj pogrążył się w walkach wewnętrznych na skutek korupcji i waśni plemiennych. W 1991 roku rozgorzała wojna domowa. Przeciwko rządowi zbuntował się Zjednoczony Front Rewolucyjny. Między tymi dwoma obozami walka skupiała się głównie na kontrolowaniu władzy i dochodów państwa, na które składały się przede wszystkim złoża diamentów. Na wyświetlanych zdjęciach zobaczyliśmy dzieci 9-10 letnie z karabinami oraz panią Beatę w otoczeniu czterech sędziów, którzy zajmowali się rozliczaniem zbrodni wojennych. Najmłodszy z żołnierzy miał 6 lat. W lipcu 1999 roku podpisany został traktat pokojowy. Oglądamy zdjęcia z Freetown, gdzie pracowała Beata Dolińska. Oprócz bogatych meczetów, wielkich murowanych budynków – małe baraki, szałasy, biedne domki wysoko w górach. Jedna ulica, niewiele samochodów, główny środek lokomocji to motocykl. Wszędzie pełno dzieci biegających, kopiących piłkę, tańczących i muzyka, którą słychać wszędzie. W szkole, w której uczył nasz gość przebywały dzieci od lat 4. do 13 wszystkie pięknie ubrane: w kolorowe mundurki chłopcy, dziewczynki w jednakowe sukienki. Przy jakiś wyjątkowych okazjach dzieci zakładały inne stroje, też jednakowe, bardziej uroczyste. Wyprawa po wodę: po wodę chodzą dzieci począwszy od tych najmniejszych, 4-letnich. Niosą na głowach wiadra, baniaki, pojemniki, niektóre nawet 15-litrowe. A potem oglądaliśmy ślub katolicki. Młoda para ubrana w strój taki jak u nas, ubiera się, potem pozuje do zdjęcia z szóstką swoich dzieci. Wesele było na 300 osób i przygotowania do niego trwały cztery dni. Jedno z ostatnich zdjęć to kobieta karmiąca z ręki podpływającego do niej krokodyla.

Zbigniew Kosiński, który na początku przedstawił naszego gościa, teraz dziękuje pani Beacie za ciekawą prezentację, wręcza jej upominki: kalendarzyk oraz piękny album Gostynia i okolic z lotu ptaka.

Relacja i zdjęcia Aleksandra Biderman