Motto:
„Jadą bryczki /Piękne, kolorowe/(…)W Sikorzynie wykonane/ Znane w kraju I na świecie”
(T. Wujek)
Niespodziankę – niestety, przykrą – sprawiła nam w środę, 26 czerwca 2013 r. aura. Tego dnia chcieliśmy się udać na ostatni – przed przerwą wakacyjną – spacer. Tymczasem, na przekór kalendarzowi, od rana pogoda wyraźnie wskazywała na jesień: ciemne stalowe niebo, zimno i zacinający deszcz. Mimo to w biurze Zarządu GUTW stawili się przed godz. 10.00 pierwsi spacerowicze, wkrótce grono się powiększyło do 13 osób. Organizatorzy – Ola i Tadeusz – pytani o trasę dzisiejszego spaceru zachowywali się dziwnie tajemniczo.
Punktualnie o godz. 10.00 wyruszamy i tuż za drzwiami czeka nas kolejna niespodzianka: oto wsiadamy do autobusu i wyruszamy, ale nikt nie wie: dokąd? Gdy autobus skręca na rondzie w stronę Brzezia, napięcie rośnie. Mijamy kolejne miejscowości i wjeżdżamy do Sikorzyna. Autobus zwalnia, co oznacza, że zaraz się zatrzyma. W Sikorzynie? Cóż tam jest ciekawego? Jakie atrakcje może nam zaoferować ta niewielka miejscowość? Po krótkiej podróży ciekawość nasza zostaje zaspokojona. Stajemy u celu.
Znajdujemy się na terenie rodzinnej firmy „Powozy Konne Henryk Glinkowski” Sp. J. Jej początki sięgają 1956 r. Stopniowo mały zakład rzemieślniczy świadczący głównie usługi kowalskie oraz produkujący bryczki we współpracy z innymi rzemieślnikami przekształcił się najpierw w niewielki zakład, który dynamicznie zaczął się rozwijać po 1989 r. kiedy to firma zyskała możliwość eksportu wyrobów na rynki zachodnie, szczególnie do Niemiec. Dziś to nowoczesny zakład, zatrudniający ok. 100 pracowników i produkujący ponad 1200 powozów rocznie, w większości na indywidualne zamówienia.
Naszą przewodniczką po zakładzie jest Maria Liszczyńska. Zwiedzanie zaczynamy od działu projektowego. Tu powstają wszystkie projekty, wykonywane oczywiście komputerowo. Niektóre oglądamy na monitorach. Dalej przechodzimy do spawalni. W olbrzymiej hali na różnych stanowiskach powstają metalowe części powozów. Słychać zgrzyt metalu, stuk narzędzi, dźwięk maszyn, widać snopy iskier. Przez kuźnię wchodzimy do stolarni. Tu jest znacznie ciszej, wyraźnie czujemy przyjemny zapach drewna. Kolejne pomieszczenia to nowoczesna tokarnia, wytłaczarnia blach, lakiernia proszkowa i natryskowa. Coraz bardziej się niecierpliwimy: chcemy wreszcie zobaczyć gotowe wyroby. Zanim to nastąpi, zatrzymujemy się przy białej ażurowej kapsule, stanowiącej cześć powozu ślubnego tzw. Cinderelli czyli Kopciuszka. Tutaj Ola odczytuje wiersz Tadeusza „Wirtualny orszak weselny” napisany na tę okazję, a przewodniczka pozwala na zrobienie pamiątkowego zdjęcia. W montażowni stoją metalowe korpusy bryczek. Jeszcze magazyn i wchodzimy do pomieszczenia wypełnionego luksusowymi pojazdami: ślubnymi, sportowymi, spacerowymi, typu wagonette. Podziwiamy ich kształty, perfekcję wykonania, elegancję. Tu możemy poszaleć i zrobić zdjęcia indywidualne i zbiorowe.
Na koniec przewodniczka informuje nas, że firma prowadzi własną stajnię, ma też własną drużynę jeździecką. Przed stajnią stoi planwagen, pojazd, który przypomina te znane z westernów. Tu również robimy zdjęcia.
Dziękujemy za oprowadzenie nas po zakładzie. To była ciekawa wyprawa. Autobusem wracamy do Gostynia. Pierwotnie plan był taki, że z Sikorzyna do Gostynia wrócimy spacerkiem, niestety pogoda pokrzyżowala nasze plany.
W biurze Zarządu czeka nas jeszcze jedna niespodzianka – poczęstunek z kawą i ciastem, który zawdzięczamy organizatorom oraz naszym koleżankom: Marii, Jadzi, Teresie i Jance. Pałaszując babkę, placek z owocami i chleb domowego wypieku z masłem i powidłami, podsumowujemy nasze spotkania. Janka obdarowała organizatorów spacerów upominkami. Tadeusz wszystkim uczestnikom spacerów podziękował za aktywność oraz harmonijną współpracę i odczytał dowcipny wiersz „Jak się czuję”. Niżej podpisana przeczytała fragment bajki o powstaniu nazw wiosek w gminie Gostyń „Gostek i jego przyjaciele” napisanej przez Tadeusza. Fragment dotyczył nazwy Sikorzyn.
Maria natomiast policzyła, że w minionym roku akademickim odbyliśmy 23 spacery i wszyscy razem przedeptaliśmy trasę o długości 745 km. Najbardziej aktywni i systematyczni spacerowicze to Maria – obecna na 20 spacerach, dalsze miejsca zajmują Marysia i Tadeusz – 18 spacerów, Ola – 17.
Ostatni spacer – który tak naprawdę wyjątkowo nie był spacerem – okazał się spotkaniem pełnym niespodzianek. Żegnając się, życzyliśmy sobie udanych wakacji i już umówiliśmy się na następny spacer w drugą środę sierpnia.
Zrelacjonowała Halina Spichał
Na zdjęciach utrwaliła Halina Spichał i Aleksandra Biderman