Róże smutne, herbaciane,
Jesienne róże
są jak usta twe kochane.
Mieczysław Fogg
Jesień gospodarzy się już od dwóch tygodni. Temperatura jest umiarkowana, świeci słońce, czasem jest pochmurno lub pada deszcz. Dnia 8 października 2014r., w kolejnym terminie naszych spotkań, też padało, co spowodowało zmianę naszych planów. Mieliśmy pójść do lasu, ale zatrzymaliśmy się w Miejskim Parku przy ul. Strzeleckiej.
Tam nie tylko podziwialiśmy drzewa przybierające jesienne kolory, ale wyszukiwaliśmy w liściach już leżących te najdorodniejsze. Z nich bowiem robiliśmy później piękne, jesienne róże. Pomysł na spacer w plenerze w takim celu miała Ola. Cóż za ciekawe zajęcie! Instruktorką przy wykonywaniu ozdób była Ania. Zabrała ze sobą cienki sznurek, lakier, klej, nożyczki. Przybory te były przydatne do pracy. Podczas zbierania liści, można było natknąć się na srebrno – błękitne pajęczynki babiego lata. Ich długie i cienkie nitki jakby chciały zagradzać przejścia.
Gdy uzbieraliśmy duże bukiety kolorowych liści, przeszliśmy do stojących nieopodal ławek. One były miejscem naszej pracy. Nawet nie zauważyliśmy, że deszcz dawno przestał siąpić. Przystąpiliśmy do dzieła. Ania demonstrowała w jaki sposób zwijać liście i układać z nich śliczne kwiaty. Cała trzynastoosobowa grupa, naśladując instruktorkę, komponowała swoje dzieła. Wszystko umilał jeszcze śpiew, Tadeusz zaintonował znaną nam piosenkę „Jesienne róże”, a cała grupa podchwyciła melodię i słowa. Dopełniając radosnej atmosfery Halina przeczytała wiersz pt. „Jesienny spacer” autorstwa Tadeusza Wujka. Efekty naszych prac można podziwiać na zdjęciach.
Do naszego grona dołączyła nowa koleżanka Ania, która na prośbę Oli, podczas wykańczania naszych prac przedstawiła się i opowiedziała o sobie. Ania ma męża, dwie córki oraz mamę. Żartobliwie zakończyła, że ma też nadwagę, którą na marszach zamierza zgubić.
Zadowoleni z efektów swojej pracy, przeszliśmy do restauracji „U Franka” na kawę. Tam był dalszy ciąg prezentacji Ani, tym razem kulinarny.
Ania przyniosła babeczki własnego wypieku o nazwie „amerykany”, które degustowaliśmy. Wszystkim bardzo smakowały, więc poprosiliśmy o przepis. Przy ich konsumpcji rozmawialiśmy i żartowaliśmy. Halina zdążyła jeszcze wzbogacić naszą wiedzę o ekologii w domu, czytając artykulik „ Ekoubrania”. Wszystkie dobre rady są w życiu przydatne.
Umawiając się na marsz z kijkami do Marysina za dwa tygodnie, zakończyliśmy nasze spotkanie. Zadowoleni z naszych dokonań, z różyczkami w rękach, wracaliśmy do domu.
Napisała Maria RatajczakZdjęcia Halina Spichał