9 października 2019 roku stawiamy się na spacerze prawie w komplecie. Jest nas dzisiaj 18. Brakuje zaledwie dwóch osób.
Rozpoczynamy jak zwykle od zbiórkowego miejsca i ulicą Górną podążamy w stronę kondensowni. Idziemy trochę niestandartwo za garażami tuż przy ogromnej dziurze powstałej po starej cegielni. Odważniejsi zaglądają w dół ostrożnie podchodząc do krawędzi. Mijamy place zabaw dla dzieci i podziwiamy nowo powstałe bloki oraz infrastrukturę wokół nich. Wszędzie widać rękę dobrego gospodarza: piękne chodniki, ulice, zieleń, co kawałek place zabaw. Docieramy do miejsca naprzeciwko kondensowni. Tu czeka na nas bus, który zabiera nas do celu naszej podróży, do Babkowic. Po drodze opowiadam o miejscu, do którego jedziemy i o tym czego możemy tam doświadczyć.
Tu znajduje się FARMA SERONADA, której właścicielem jest Grzegorz Junatowski. Pomagają mu pan Jarosław Marcinowski oraz jego żona pani Jolanta. Farma ta istnieje od stycznia tego roku, przygotowania do jej uruchomienia trwały 3 lata. Pan Jarosław jest mistrzem serowarskim, urodzonym jak sam mówi, w mleczarni. Jego ojciec, dziadek, dwaj wujkowie i ciocia też byli serowarami. Wszystko zaczęło się od dwóch owiec i wyrobu serów na własne potrzeby. Potem tych owiec było coraz więcej, nawiązano kontakty z sąsiadem, który ma krowy oraz z właścicielem stada kóz w Skoraszewicach. Na tych trzech rodzajach mleka bazuje farma Seronada. Owce, które mają u siebie są to owce mleczne. Taka zwyczajna owca hodowana na wełnę daje 0,5 litra mleka na dobę, owce mleczne 4,5-5 litrów. A w ogóle owce to jedyne zwierzęta, które nie chorują na raka. Sery produkowane są z mleka surowego, niepasteryzowanego, gdyż tylko takie mleko zawiera ciała odpornościowe, witaminy, sole mineralne i cenne enzymy trawienne. Ferma Seronada posiada w swojej ofercie twarde sery żółte i sery miękkie: buntz oraz ricottę. Ponadto jogurty kozie i owcze i oraz produkty z białek serwatkowych. Dodawane są przyprawy i zioła: kurkuma, kolendra, pieprz, mięta. Bardzo smakowitym produktem są serki homogenizowane z białek serwatkowych na bazie ricotty. W wersji na słodko dostępna jest Czekoletta, a w wersji na ostro – Smocze Ziele. Wszystkich serów mieliśmy okazję pokosztować, gdyż przekraczając bramę domostwa podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna poszła do serowarni, gdzie panowie Jarosław i Grzegorz pokazywali i opowiadali o warzeniu serów, druga grupa natomiast udała się do domu, gdzie pani Jolanta opowiadając o serach serwowała różne ich gatunki, a my kosztując i zachwycając się mieliśmy okazję wszystkiego spróbować. Oprócz serów Czekoletta i smocze ziele zyskały nasze największe uznanie. Zaraz poszła w ruch kartka, na której zapisywaliśmy nasze zapotrzebowania.
Kiedy obydwie grupy spotkały się ponownie przeszliśmy wraz z panią Jolantą do gospodarstwa położonego dwa domy dalej. Tutaj pani Monika Rolnik należąca do Stowarzyszenia Ziołowieś Pępowo zaprosiła nas na kawę, własnoręcznie upieczone czekoladowe ciasto i sernik z ricotty upieczony przez panią Jolantę Marcinowską. Na pięknie udekorowanym stole pojawiły się też pomidory posypane siekierezadą (kompozycja ziół) oraz napój z kwiatów czarnego bzu. Ale zanim zasiedliśmy za stołem obejrzeliśmy to, co robi pani Monika. A były tam ręcznie robione kartki, zdobione dekupażem talerze, wazony, puchary, pudełka, kwiaty, zakładki i wiele innych cudeniek. Osobną grupę stanowiło stoisko z produktami Ziołowsi Pępowo. Były tam maści: nagietkowa, żywokostowa, maść oko, maść na ukojenie bólu i inne. W małych torebeczkach serwowane były mieszanki ziołowe i herbatki. Podziwiając, oglądając, pytaliśmy panią Monikę o jej pasje. Dokonaliśmy również wielu zakupów, głównie mieszanek ziołowych i maści. Gdy zasiedliśmy do stołu rozkoszowaliśmy się doskonałym ciastem i aromatyczną kawą. Tadeusz powiedział wiersz o doli kobiecej, za co uzyskał ogromne brawa. Ponieważ mieliśmy jeszcze w Babkowicach zobaczyć krzyże choleryczne opowiedziałam ich historię. W czasie kiedy gościliśmy przy stole właściciele Farmy Seronada przygotowywali nam torby z zamówionymi przez nas serami. Gdy były już gotowe szybko uwinęliśmy się płacąc za zakupy. Obie panie otrzymały od nas w podziękowaniu kubek z logo Uniwersytetu oraz podpisaną przez nas wszystkich książkę Tadeusza Wujka. Niestety już nie jechaliśmy koło krzyży, gdyż kierowca spieszył się, bo samochód był potrzebny aby zawieźć ludzi do pracy.
Mimo wyjazdowego „spaceru” przeszliśmy 5 km i pełni wrażeń i smakołyków wróciliśmy do domu.
Tekst i zdjęcia Aleksandra Biderman