W niedzielę po południu wybrałam się sama na spacer po moim osiedlu. Szłam dróżką między polami niepewna gdzie wyjdę. Ale udało się i w środę 11 września zaprosiłam całą grupę spacerowiczów, a było nas 13 osób, na powtórkę mojego spaceru.
Zaczęliśmy, oczywiście, od spotkania przy starej siedzibie. Ulicą Mostową i Strzelecką dotarliśmy do Powozowni. Odbiliśmy w prawą stronę i dalej poprowadziła nas wąska ścieżka między polami. Z prawej strony w oddali gospodarstwa, bliżej chaszcze, ale też krzaki głogu, dzikiej róży, mirabelki. Oddalone daleko od drogi niezanieczyszczone owoce głogu mogą być znakomitym produktem na herbatki, nalewki, wino. Po stronie lewej – zdziczałe resztki drzew owocowych. Kiedyś z pewnością cieszyły oko gospodarza, dziś już nie należą do nikogo. Zatrzymujemy się przy jabłonce, której czerwone jabłuszka wprost zachęcają do spróbowania. Są małe, twarde i słodziutkie. Przezornie zabrałam z domu dwa nożyki. Przydały się. Ciągle idąc przy polu mijamy w oddali białe bloki osiedla Słonecznego, potem wchodzimy pomiędzy dwa rzędy domów na ulicy Wichrowej. Wychodzimy na drogę główną prowadzącą do kondensowni. Mijamy nowe osiedle domów deweloperskich na Brzeziu, drogą pomiędzy nimi próbujemy przejść dalej, ale zawracamy, bo nie mamy pewności czy gdzieś nas ta droga zaprowadzi. Mijamy znajome ogrodnictwo na Brzeziu i kawałek za nim znów zagłębiamy się w nieznany teren. Jeszcze kawałek i … już jesteśmy… – oznajmia Łucja, która zaprosiła nas do swojego domu na kawkę. Zachwyceni pięknym urządzeniem terenu wokół domu, podziwiamy okazałe owoce pigwy w kształcie gruszek jeszcze wiszące na drzewie, niewielką sadzawkę z rybkami, równiutko ułożone pod ścianą drewno i przestronną altankę w której popijamy przyrządzoną przez Łucję aromatyczną kawę pogryzając przy tym ciasteczka i świeżutkie rogaliki.
Obie z Marylką Nowak informujemy o przyszłorocznych wczasach w Jastarni, poruszamy bieżące sprawy uniwersytetu i różne inne ciekawostki. Posileni ruszamy w kierunku domów. Rozstajemy się koło baru „U Franka”. Przeszliśmy prawie 9 kilometrów i niespełna 14.000 kroków.
tekst i zdjęcia Aleksandra Biderman